10. Piękną mamy noc, prawda?

          Gdy podeszliśmy do rodziców ojciec położył dłoń na moim ramieniu, cmokając przy tym w policzek. Akashi od razu wdał się w rozmowę o interesach. Wywnioskowałam, że jego ojciec, mimo młodego wieku syna, bardzo na nim polega. Wbrew niedawnej sytuacji czerwonowłosy był, jak zawsze, opanowany, a jego twarz nie wyrażała niczego. Przez myśl mi przeszło, że takie sytuacje nie są dla niego nowością, przez co poczułam lekkie ukłucie w sercu. Gdy wróciłam wspomnieniami do wydarzeń z ciemnego pokoju momentalnie zrobiło mi się gorąco. Dla osoby tak aspołecznej jak ja to przeżycie było aż nadto intensywne. Poczułam na sobie zatroskane spojrzenie i zwróciłam ku niemu głowę. 

   - Asiu, źle się czujesz? - spytał ojciec, przykładając dłoń do mojego czoła - jesteś cała rozpalona. Nie masz przypadkiem gorączki? 

Spojrzałam niepewnie na Akashiego, który nawet nie zwrócił na nas uwagi. Mama również przyłożyła swoją dłoń sprawdzając temperaturę. 

   - Spokojnie, nic się nie dzieje. Myślę, że po prostu jest mi za gorąco. Pójdę się przewietrzyć. 

   - Dobrze, tylko załóż kurtkę. Nie chcę, żebyś się przeziębiła - powiedziała moja rodzicielka głaszcząc mnie delikatnie po plecach. 

   - Oczywiście, jestem rozważna, mamo. 

   - Seijuro, przejdź się z panienką Veal, w razie gdyby poczuła się gorzej. 

   - Ależ nie trzeba, naprawdę. Aczkolwiek dziękuję za troskę, Akashi-san. 

Mówiąc to skłoniłam się nisko, po czym odeszłam od tłumu udając się do szatni. Szybko zlokalizowałam swój czerwony płaszcz i zarzucając go niedbale na ramiona wyszłam z rezydencji. Czując powiew chłodnego powietrza wzięłam głęboki oddech rozkoszując się przyjemnym zapachem unoszącym się z kwiatów. Otuliłam się cieplej szalikiem i udałam się na zwiedzanie ogrodu. Wszystko było tutaj naprawdę piękne, jak w baśni. Kolorystyka przerastała najśmielsze oczekiwania, krzewy oraz drzewa idealnie wypełniały ziemię, dając poczucie odosobnienia. Czułam się jak Alicja w Krainie Czarów - oczekiwałam, że za moment wyskoczy przede mną śnieżnobiały królik nerwowo wypowiadający słowa "Spóźnię się!", a następnie zniknie mi z oczu. Zaśmiałam się ze swoich dziwnych myśli. Kamienne ścieżki oświetlone były małymi, ledowymi lampkami i prowadziły w głąb ogrodu. Podążyłam w stronę małego stawu i usiadłam ostrożnie na ciemnej ławeczce. Musiałam zebrać myśli. 

Jak powinnam postrzegać dzisiejszy dzień? Akashi powiedział, że mu zaimponowałam. Czym? Swojego wybuchu raczej nie mogę brać pod uwagę, jakby nie patrzeć było to przeciwstawienie się jego woli.  Więc co, dzisiejsza rozmowa z Satsujin? Mój stoicki spokój gdy próbowała wytrącić mnie z równowagi? Pójście w jej ślady i używanie pierwszego imienia? Moją głowę przepełniał totalny chaos, nie umiałam zebrać myśli. Co było ze mną nie tak? 

   - Oh, proszę proszę, a któż to postanowił pooddychać świeżym powietrzem? - z zamyślenia  wyrwał mnie melodyjny, kobiecy głos. Wyczułam w nim jad. Odwróciłam się do źródła, skąd dobiegał. Zza krzewu wyszła wysoka blondynka ubrana w czarny, sięgający ziemi płaszcz. O wilku mowa. 

   - Widzę, Saito, że i tobie potrzeba było odetchnąć tymże świeżym powietrzem. Piękną mamy noc, prawda? 

   - Joanno, pragnę zauważyć, że nie pozwoliłam ci nazywać siebie pierwszym imieniem. 

   - Ja również tego nie uczyniłam, a jednak jako pierwsza tak się do mnie zwróciłaś. Czyżby ten przejaw niekulturalności był tylko przypadkiem? - spytałam, teatralnie rozkładając dłonie w geście bezradności. 

   - Ja, w przeciwieństwie do ciebie, jestem wysoko urodzona. Przede mną ugina się kolana, Joanno. Mam wpływy. Tak wielkie, że szanowana rodzina Akashi uznaje mój ród za przyjaciela. Jeśli dalej będziesz się za bardzo wychylać, twój zadarty nosek szybko zostanie utarty. 

   - W takim razie wybacz mi moją zuchwałość, panienko. - uśmiechnęłam się sztucznie, na siedząco składając niski pokłon. 

   - Jeszcze nie rozumiesz, prawda? - podeszła do mnie pewnym krokiem, przykładając palce do szyi. Przez chwilę poczułam strach, jednak opanowałam to uczucie wiedząc, że da jej to tylko satysfakcję - powiedz, jak bardzo znasz Seijuro? Na pewno nie tak jak ja. Jestem najbliżej jego i potrafię przejrzeć na wylot. Czyżby coś się stało między wami na górze? - moje tęczówki nieznacznie się rozszerzyły, co zauważyła, obdarzając mnie głośnym śmiechem - Akashi jest MÓJ, Joanno. Na wyłączność. Nie dzielę się swoimi zdobyczami, a na pewno nie z takim szczeniaczkiem jakim jesteś ty. - dziewczyna umocniła uścisk, przez co trzymany na wodzy strach nagle eksplodował. Złapałam jej nadgarstek, próbując się wyswobodzić. Ta jedynie wbiła w moją skórę ostro spiłowane paznokcie, powodując ból, rozcinając skórę. Czułam spływającą po dekolcie ciecz, coraz trudniej było mi złapać oddech - Tylko ja spędzam z nim czas w samotności i tylko ja się z nim pieprzę. Co, nie wiedziałaś? - znów zaśmiała się szaleńczo - w łóżku jest niczym dzik! 

   - Jesteś szalona - wycedziłam z trudem, widząc mroczki przed oczami.

   - Ja po prostu znam swoje miejsce w społeczeństwie. Wszystko należy do mnie. 

Nie mogąc się dłużej opierać powoli zluźniłam uścisk, układając ręce na kolanach. Dziewczyna oderwała rękę od mojej szyi, wstając. Zaniosłam się głośnym kaszlem, walcząc o choć najmniejszy oddech. Przyłożyłam dłoń do rany. Satsujin rozejrzała się dookoła i szczerząc się znów zwróciła wzrok na mnie. 

   - Prawda, Joanno. Piękną mamy noc. 



          Nie miałam pojęcia ile tak siedziałam w miejscu. Rana zdążyła przestać krwawić, a spływająca od niej krew zaschnąć. Trzęsłam się z zimna, nie miałam jednak odwagi wrócić w takim stanie w tłum ludzi. Nie teraz. Nie wiedziałam, czy wierzyć w słowa Satsujin, ale mimo wszystko napawały mnie one obrzydzeniem. Miała rację, nie wiedziałam o nim kompletnie nic. Tym bardziej o jego życiu prywatnym. Nie zdążyłam go dobrze poznać, a już uznałam za kogoś godnego zainteresowania. Ja, która tak ostrożnie dobierała znajomości po przesączonej kłamstwem i chamstwem przeszłości.
 Nagle mnie olśniło. Zapięłam szybko płaszcz, a szalem zasłoniłam szyję i na miękkich kolanach udałam się w stronę rezydencji. Plan był prosty - najszybciej jak się da dotrzeć do pokoju Akashiego i zamknąć się w łazience, próbując doprowadzić się do porządku. 

          Wszystko przebiegło zaskakująco gładko. Na sali nikt nie zwracał na mnie uwagi, a gdy zaczepił mnie ojciec odpowiedziałam, ze szybko muszę udać się do toalety. Posłał mi tylko uprzejmy uśmiech i przytaknął, a ja kontynuowałam podróż do celu. Przed drzwiami się zawahałam, pukając cicho. Gdy nie usłyszałam odpowiedzi wślizgnęłam się do środka. 
I tak teraz stałam przed lustrem, zmywając z siebie własną krew. Rana szczypała, ale to był mój najmniejszy problem. Najgorsze było to, że było ją widać. Idealne cztery ślady po prawej stronie, po lewej jedno, mocniejsze nacięcie, do tego siny odcisk dłoni. Dobrze, że czekał mnie jeszcze dzień wolnego, ale i tak podejrzewałam dłuższy pobyt w domu pod przykrywką choroby. Oparłam dłonie o umywalkę oddychając głęboko. Na chwilę zamarłam, słysząc głosy dobiegające zza drzwi, ale po chwili ucichły. Wytarłam szyję papierem i ubrałam płaszcz, szczelnie zakładając szalik. Zeszłam na dół  i wzrokiem wyszukałam rodziców. Stali po środku, rozmawiając z, o zgrozo, czerwonowłosym. Spróbowałam przybrać poważny, nieco zmęczony wyraz twarzy i podeszłam do nich. 

   - Mamo, pojadę do domu. Jednak nie najlepiej się czuję. Poproszę Anko by się mną zaopiekowała. 

   - Oh, skarbie, nic ci nie jest? 

   - Nie, nie. Myślę, że to tylko zaniżona odporność. Położę się do łóżka i minie jak ręką odjął - uśmiechnęłam się do niej uspokajająco. 

   - No dobrze, jeśli tak sądzisz. Przed bramą stoi nasz szofer, więc bez problemu cię odwiezie. Uważaj na siebie i gdyby coś się działo, od razu daj znać. 

   - Jasne. - pocałowałam ją w policzek - Do zobaczenia w szkole, Akashi-san - na krótko złapałam z chłopakiem kontakt wzrokowy. Bacznie mi się przyglądał. Nie igrając z ogniem przeniosłam wzrok na jego ojca - do widzenia, Akashi-san - ukłoniłam się, po czym odwracając na pięcie wymaszerowałam z rezydencji. 

         Czułam się bardzo zmęczona tym dniem. Co więcej, nie miałam pojęcia co uczynić z Satsujin. Wydawała się być niebezpieczna i cholernie szczera w tym, co mówiła. Jeśli naprawdę jest osobą wpływową, może to się odbić na mojej rodzinie, na co nie mogłam pozwolić. Za nic w świecie. 

          Ponownie dzisiejszego dnia odetchnęłam z ulgą czując chłodne powietrze. Włożyłam ręce do kieszeni i zaczęłam kierować się w stronę samochodu.

   - Joanno?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz