07. Do boju!

          "Szybko, szybko,szybko!" wołałam w myślach podczas niechlujnego związywania włosów, próbując w tym samym czasie włożyć stopę w but."Jestem już spóźniona!" jęczałam w duchu. Poruszałam się w ekspresowym tempie, zabierając po drodze potrzebne rzeczy. 
- Wychodzę! - krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź wybiegłam z domu, po drodze chwytając torbę oparta o szafkę z butami.

          Przeklinałam siebie za tendencję do usypiania w wannie wypełnionej gorąca wodą oraz za to, że położyłam telefon na ręczniku, przez co nie słyszałam wibracji, gdy Hayama próbował się do mnie dodzwonić. W efekcie zostałam zmuszona do ubrania pierwszych lepszych ubrań z garderoby oraz wyjścia w mokrych, nierozczesanych włosach. Dodając to do czarnych, luźnych dresów i zielonego T-shirt'u mojego kuzyna...Wyglądałam jak bezdomna. Z impetem otworzyłam furtkę wybiegając na chodnik, przez co niemalże natychmiastowo zderzyłam się z chłopakiem, przez co lekko się zachwiałam. Nie patrząc na niego,ukłoniłam się nisko, zaciskając powieki.

   - Przepraszam, Kotaro,naprawdę bardzo mi przykro, ale usnęłam w wannie i....eh? -poczułam dłoń na swojej głowie. Zdezorientowana podniosłam wzrok, który natychmiastowo utkwił w heterochromicznych tęczówkach.Zdążyłam zauważyć, że jest ubrany w dres, a po jego twarzy spływają strużki potu. Odwrócił się ode mnie i swoje następne słowa skierował do chłopaka opierającego się o płot.
   - Do zobaczenia na jutrzejszym treningu, Kotaro. Mam nadzieję, że tym razem się nie spóźnisz.
   - Tak jest, Sei-chan! Do zobaczenia! -zasalutował mu energicznie, posyłając szeroki uśmiech.Czerwonowłosy na odchodne obdarzył mnie obojętnym spojrzeniem, po czym włożył do uszu słuchawki i truchtem się od nas oddalił.Zorientowałam się, że przez tą chwilę wstrzymywałam powietrze w płucach. Powoli odetchnęłam i spojrzałam na znajomego z nutą podziwu. Zachowywał się przy nim bardzo naturalnie, a fakt, że zdrobnił jego imię nieco mnie zaskoczył.

   - I jak, Asia-chan? Shiro cały i zdrowy? 
   - Cała i zdrowa – poprawiłam – to kotka. Weterynarz dokładnie ją zbadał. Poza niedożywieniem i drobnymi zadrapaniami nic jej nie jest. Powiedz... -zawahałam się -dobrze dogadujesz się z Akashim?

   - Hm? Ah, tak! Sei-chan potrafi być straszny, ale to wspaniały kapitan, potrafi wykrzesać z nas maksimum potencjału, więc jest bardzo szanowany. A co, miałaś już z nim na pieńku? 
   - Można tak powiedzieć... -przytaknęłam – Raz zwalił mnie z nóg, dosłownie! -wystrzeliłam rękoma ku górze – a na następnym spotkaniu za to przeprosił! I do tego był miły! A potem znów stał się zimnym dupkiem! Totalnie gościa nie rozumiem! 
Chłopak roześmiał się serdecznie i spojrzał na mnie ze zrozumieniem, jakby wiedział co mam na myśli.
   - Cóż, on już taki jest. Wskazówka na przyszłość – nie obrażaj go. To co, idziemy? Kierunek: kawa z mlekiem i gofry z czekoladą! - wskazał palcem przed siebie i ruszył, a ja podążyłam za nim. 
          Spędziłam z Hayamą przyjemny dzień, oboje powoli zaczęliśmy się poznawać.Dowiedziałam się, że jego ulubionym daniem jest Kappa Maki, a gdy ma trochę wolnego czasu zawsze bierze w dłoń deskorolkę i idzie pojeździć. Tym razem nie miałam skrupułów przed wypytaniem go o czerwonowłosego, a informacje które dostałam zwaliły mnie z nóg.Stracił matkę w bardzo młodym wieku, przez co powoli zaczął się zmieniać. Nie zawsze był jaki jest teraz. Surowe wychowanie ojca,który również się zmienił gdy stracił miłość swojego życia doprowadziło do jego obecnego stanu. Zawsze perfekcyjny, wymagający,wyniosły. Miałam dziwne wrażenie, że to tylko świetnie dobrana maska, która idealnie zasłaniała jego prawdziwe uczucia. Że gdzieś w środku niego kryło się to małe dziecko, które straciło rodzica, a tym samym całą miłość rodzinną, jednak było zbyt słabe, by się podnieść i zmierzyć ze światem. To sprawiło, że poczułam w klatce piersiowej ból. Tak, jakbym dostrzegła w nim samą siebie z ostatnich lat, z tym, że on nie miał ciepła rodzinnego, a ja szczerych przyjaciół. Mimo jego zachowania odczułam dziwną sympatię płynącą do tego człowieka oraz żal,który na pewno by mu się nie spodobał. Chciałam mu pokazać kolorowy świat, ale jeszcze nie miałam na to pomysłu.


         Zajęłam swoje miejsce i zaczęłam wypakowywać książki. Jestem w Japonii już od miesiąca, a mimo to nie udało mi się zbliżyć do chłopaka. Do tej pory wymienialiśmy wątpliwe uprzejmości, czasem pracowaliśmy w parach gdy zajęcia tego wymagały. Każde moje usiłowanie poznania go i nawiązania dłuższej rozmowy spływało z fiaskiem.Odpowiadał chłodno i krótko, po czym wracał do przerwanej pracy.Podczas przerw również był niedostępny, często wychodził do pomieszczenia dla przewodniczącego i załatwiał papierkowe sprawy związane ze szkołą. Totalnym przeciwieństwem naszej znajomości była moja przyjaźń z Kotaro. Można rzec, że bardzo się do siebie zbliżyliśmy, spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu i prowadziliśmy luźne rozmowy, czasem wpadał do mnie i spędzaliśmy wieczory na oglądaniu filmów i wcinaniu czekolady lub na wspólnej nauce. W końcu zaawansowana klasa zobowiązywała do sporej wiedzy i regularnym zdobywaniu wiedzy. Byliśmy z materiałem nieco dalej niż klasa Hayamy, więc czasem tłumaczyłam mu materiał i tym samym sama go sobie utrwalałam. Był kompletną nogą z matematyki i historii, za nic w świecie nie potrafił zapamiętać dat oraz wzorów. Mimo to nadawał mojemu życiu barw. W końcu miałam dwoje oddanych przyjaciół. Jego i, oczywiście, zawsze wierną Ayane Kin.A co do niej...

         Zauważyłam,że dziewczyna nerwowo spogląda w moją stronę, jakby zastanawiała się czy może podejść. Na przerwach nie ma tego problemu, ale gdy jesteśmy w klasie... Pech chciał, że przydzielono mi miejsce akurat obok szkolnego postrachu. Akashi Seijuro, bo tak też nazywał się mój znajomy z ławki, miał chłodne spojrzenie, pod wpływem którego każdego dopadał strach, a do tego był strasznie apodyktyczny. Co więcej, każdy kogo znam, kajał się przed nim.Fascynowało mnie to i jednocześnie odrzucało. Nie było w nim współczucia – tego człowieka wypełniała samo poczucie władzy.Nie był ludzki. Tyle zdążyłam zauważyć podczas swojego pierwszego miesiąca w Kioto oraz to, że to tylko powszechnie znany obraz Akashiego i jak dotąd nikt nie był w stanie dotrzeć do ukrywanego zakamarka jego duszy.
Wyrwałam się ze swoich myśli i przekierowałam wzrok znów na Ayane-san, zachęcając tym samym by do mnie podeszła. Dziewczyna zrobiła to z pewnym wahaniem, po chwili stała tuż przede mną, nerwowo zerkając na siedzącego obok czerwonowłosego, który, swoją drogą, wydawał się nie niczym nie przejmować. Widziałam, że dziewczyna toczy właśnie wewnętrzną walkę – "powiedzieć czy nie powiedzieć?" Dałam jej czas. Po krótkiej chwili przemówiła.

   - Veal-san... C... co robisz dzisiaj po południu? - zapytała. Starała się patrzeć tylko na mnie, co dodawało jej nieco odwagi.

   - Nic szczególnego. Przede wszystkim nauka i wyjazd na zakupy z mamą. Wspominałam Ci, że ojciec został zaproszony na bankiet, prawda? - westchnęłam - Na moje nieszczęście, ciągnie mnie ze sobą. - poczułam, że chłopak obok niespokojnie drgnął, jednak nie skomentowałam tego.

   - Oh, mogłabym pojechać z Tobą? Tak mało czasu razem spędzamy!

   - Tak, tak, wiem. Przepraszam, ale jestem strasznie zapracowana. Wiesz, nauka, konie, gimnastyka pod przymusem mamusi i wiele innych rzeczy. Moja mama jest stanowczą przeciwniczką marnowania czasu – zaśmiałam się, machając przed twarzą ręką – ale oczywiście możesz z nami pojechać. Prawdopodobnie wyruszymy około osiemnastej.



         Dziewczyna ucieszyła się na te słowa. Umówiłyśmy się, że wpadnie do mnie po siedemnastej, napijemy się herbaty i poplotkujemy przed zakupami.Zerknęłam na Seijuro. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, jednak szybko zmienił zdanie i zaczął wyglądać przez okno. Zaintrygował mnie, jednak ja sama postanowiłam się nie odzywać. Nie pierwsza. Ostatnim razem, gdy o coś go zapytałam tym samym patrząc w jego oczy, on przy całej klasie złapał mój podbródek, skierował go do dołu ze słowami "Nie pozwalam patrzeć w swoje oczy. Znaj swoje miejsce", a ja, zanim się obejrzałam – klęczałam przed nim z pochyloną głową. Nigdy więcej takiego poniżenia.



          Zabrzmiał kolejny dzwonek zapowiadający ostatnią lekcję tego dnia –plastykę. Do klasy weszła starsza, przysadzista kobieta, na jej twarzy widniały pierwsze zmarszczki oraz ciepły uśmiech.Uwielbiałam ją. To jeden z niewielu nauczycieli, których tak podziwiałam. Widać było, że żyje sztuką i piękno potrafi dostrzec nawet w ziarenku piasku. Mimo, że widziałam się z nią  zaledwie pięć razy, zyskała moje uznanie i szacunek. Hirose Tai,bo tak się nazywała, sprawdziła obecność po czym napisała na tablicy temat naszej dzisiejszej pracy -"Coś, czego nie lubicie". Jęknęłam cicho, czym zwróciłam uwagę Akashiego. Zakryłam twarz dłońmi. Coś czego nie lubię? Wielu rzeczy nie lubię, ale z drugiej strony nigdy na nie nie narzekam. Nawet coś,czego nie lubię jest potrzebne w społeczeństwie, prawda? Pająki,komary... jest jakiś cel w ich egzystencji. Może ogórki kiszone?Nie wiem nawet czy tutaj wiedzą co to jest. Co ja mogę...

   - Wiemy co to ogórki kiszone – usłyszałam słowa z jakąś dziwną nutą rozbawienia. Zaraz... czy ja mówiłam na głos? Zdziwiona spojrzałam w lewą stronę i wzrok utkwiłam w oczach czerwonowłosego. Trwało to tylko moment zanim skarciłam się w myślach i odwróciłam głowę. Tylko chwilę, a jednak wystarczającą by zauważyć uśmiech na jego bladej twarzy.

   - Tsk. Dzięki za pomoc – odpowiedziałam. Chłopak już się nie odezwał.

   - Coś czego nie lubię? Uśmiechnęłam się szeroko na nowo zrodzoną myśl w swojej głowie. Coś czego nie lubię... Ktoś, kogo nie lubię też się zalicza, prawda? Albo coś, czego w kimś nie lubię? Wyjęłam kartkę, przejrzałam plecak w poszukiwaniu zestawu ołówków i pasteli i zaczęłam pracę. 

          Lubiłam sztukę, a najbardziej rysować. Pierwszą poważną styczność z ołówkiem i kredka miałam w wieku 3 lat, a skończyła się tragicznie nie tylko dla mnie, ale też dla domu, a raczej mojego pokoju. Jasna ściana zdawała mi sie wtedy idealną jako "płótno" do mojej pracy. Gdy mama wróciła z ogrodu przeżegnała się, a ja dostałam karę. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, a moja rodzicielka nie mając na mnie siły zapisała mnie do prywatnej weekendowej szkoły plastycznej, do której uczęszczałam z wielkim zapałem. Od tamtego czasu moja pamieć fotograficzna się bardzo wyostrzyła, a i umiejętności były na dość wysokim poziomie. Położyłam wszystkie potrzebne rzeczy na ławce i zaczęłam szkicować. Nie musiałam się dużo zastanawiać nad tym, czego w nim nie lubię.Gdy przed chwilą zaszczycił mnie uśmiechem byłam pewna, zechciałabym go widzieć częściej. Tym samym zdałam sobie sprawę,że nie lubię jego poważnej miny, ani chłodnego spojrzenia. Nie wiedziałam czy chłopak będzie zadowolony z mojej pracy, ale nie zaprzątałam sobie tym głowy. Pracę skończyłam dość wcześnie,a w trakcie jej wykonywania do głowy przyszła mi kolejna myśl, za którą szybko się wzięłam. Skoro nie lubię takiego Akashiego to może narysuje też tego, którego lubię? Pokiwałam głową w myślach i znów zaczęłam szkic. Co chwila kątem oka patrzyłam na czerwonowłosego, ale ten zdawał się nie przejmować moją pracą.Przywołałam w pamięci jego uśmiech i mimowolnie na moją twarz wpełzł mój własny. Po skończonym szkicu wzięłam się zakolorowanie. Gdy kończyłam włosy zabrzmiał dzwonek oznaczający koniec lekcji. Szybko dokończyłam ostatni kosmyk i chciałam już wstać, jednak poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Moje serce zabiło trochę szybciej, zauważyłam że miejsce obok mnie jest puste. Chłopak stał za mną, pochylił się tak, że gdybym odwróciła teraz twarz z pewnością moje usta zetknęły by się z jego policzkiem. Czułam jego ciepły oddech. Oddychałam głęboko starając się zachować spokój.

   - Tego nie lubisz? -spytał łagodnie. Zaprzeczyłam lekko głową i drżącymi rękoma sięgnęłam po pierwszy rysunek ukazujący chłodnego Akashiego. Chłopak wziął do ręki moją drugą pracę. - Mogę ją wziąć? -i nie czekając na odpowiedź włożył ją do swojej teczki,spakował resztę rzeczy z ławki i udał się do Hirose-sensei oddając własną. Siedziałam jeszcze chwilę jak sparaliżowana, po czym nadal drżącymi rękoma spakowałam swoje rzeczy, oddałam swoją pracę i wyszłam z klasy. Nadal nie pojmowałam co się stało. Nawet tego, jak zareagowało moje ciało w tamtym momencie,gdy był tak blisko. Zastanawiało mnie dlaczego chciał wziąć ze sobą moją pracę. "Nie wyrzucił jej" pomyślałam."Gdyby mu się nie spodobało zrobiłby tak, prawda?" Bijąc się z myślami wyszłam ze szkoły i skierowałam swoje kroki w stronę domu zapominając o tym, co mnie dzisiaj czeka.



           Ayane stawiła się pod moim domem punktualnie o osiemnastej. Przedstawiła się mojej mamie i od razu przypadły sobie do gustu. Obie były bardzo towarzyskie, a gdy już zaczęły ze sobą rozmawiać paplaninie nie było końca. Udałyśmy się do galerii handlowej utrzymanej w jasnych kolorach. Tego dnia był tutaj tłum ludzi. Do poszczególnych sklepów wchodziłam na krótką chwilę, omiotłam manekiny spojrzeniem i wychodziłam.Byłam wybredna i nic nie przypadało mi do gustu. W jednym ze sklepów zatrzymałyśmy się na dłużej, a nawet wybrałam kilka kreacji i zaczęłam je przymierzać, ale po dłuższym przypatrywaniu się w swoje odbicie po prostu je zdjęłam i usiadłam na krześle,chowając twarz w dłoniach. 

   - Veal-san! - krzyknęła Ayane –a może ta? - spytała i zajrzała do przymierzalni podając czarny materiał na wieszaku.

   - Nie mam pojęcia czy coś dzisiaj wybiorę – zajęczałam zrezygnowana 

   - Nie marudź, tylko przymierz! Musisz wyglądać e-pi-cko! - przesylabowała, po czym posłała mi szalony uśmiech. Zołza, wiedziała że bankiet, na który się wybieram odbędzie się w domu Akashiego. Rozmawiałam z nią o moim wspaniałym planie, a raczej jego braku, dotarcia do czerwonowłosego. Ta szybko stwierdziła, że muszę go w sobie rozkochać, na co trzepnęłam ją w głowę. Była naprawdę bezproblemową osobą, według której wszystko zmierzało ku miłości, i, ku mojemu niezadowoleniu, starała się wbić mi do głowy, że w przyszłości zostanę dumną Akashi Joanną. Naprawdę nie sądziłam, że jest aż tak świecie przekonana o swojej racji oraz że takie wydarzenia naprawdę będą miały miejsce. Cóż, w końcu ona swoją miłość odnalazła, już od tygodnia wraz z Hiro tworzyli parę idealną, za każdym razem, gdy się z nią widziałam i miałyśmy okazję porozmawiać sam na sam, zasypywała mnie gradem informacji na temat postępów w ich znajomości. Cieszyłam się jej szczęściem, naprawdę. Byłam szczęśliwa, że udało jej się wejść w prawdziwą relację z przyjacielem, w którym skrycie podkochiwała się od dwóch lat. Zrezygnowana ponownie zdjęłam z siebie ubrania i wzięłam się za zakładanie czarnej kreacji. Ku mojemu zdziwieniu, leżała idealnie. Czarny, cienki materiał opinał się na moim ciele, a otaczający go luźny tiul spływał aż do kolan. Szeroki dekolt delikatnie opadał na ramiona i sięgał do obojczyków. Stylowa, kobieca sukienka. Taka jakiej potrzebowałam.Podbiła moje serce. 

       - I jak? Veal-san, pokaż się! -odciągnęła zasłonę. 

      - Aww! Kin-chan, kocham Cię! -wykrzyczałam rzucając się w ramiona przyjaciółki. Początkowo była speszona tym, że użyłam jej pierwszego imienia, ale po chwili poklepała mnie po ramieniu

      - Nie ma sprawy,Joanna-chan. Zawsze do usług! Waa, wyglądasz wspaniale! Na pewno podbijesz niejedno serce, a te konkretne oszaleje! 

      - Głupia!- zaśmiałam się serdecznie – wybij to sobie z głowy! Nic takiego nie będzie miało miejsca! 
Co jak co, byłam dzisiaj prze szczęśliwa. Kin pierwszy raz nazwała mnie po imieniu,odnalazłam idealną kreację, na kolację zjadłyśmy tosty z czekoladą i masłem orzechowym, a wieczorem w esemesach opisałam wszystko bardzo dokładnie Kotaro. Bardzo wspaniały dzień.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz