Rozdział 11

    Wraz z pojawieniem się blondwłosej piękności w rezydencji zapanowało poruszenie. Po miłym popołudniu, spędzonym pod drzewem w ogrodzie, większość mieszkańców wróciła do swoich spraw. Kuchnia tętniła życiem; Kagami wraz z Himuro skrupulatnie przygotowywali dania na kolację. Lodówka wypełniona była już warzywnymi sałatkami oraz sushi. Z piekarnika dochodził przyjemny zapach pieczonego łososia skropionego jedynie sokiem z cytryny, a w garnku powoli gotował się wywar miso. Po całej rezydencji rozchodził się zapach delikatnych, lecz bardzo trwałych perfum modela który utrzymywał się na długo po przejściu danym korytarzem Kise. 


         Żyłka na czole błękitnowłosego niebezpiecznie pulsowała, jednak z zewnątrz, jak to zwykle bywało w jego przypadku, nie było nic widać. Przechadzał się wzdłuż korytarzy ścierając pyłki kurzu z ciemnobrązowych małych komódek, ram pozawieszanych obrazów, poręczy, doszukiwał się ich również na podłodze. Krok w krok za nim kroczył Aomine. 

   - Oi, Tetsu - zaczął kolejny już raz - przecież mi możesz powiedzieć. Co nie? Wiesz, przyjaciele. Foreverki kochajki srutki tutki, nie? Noo, weź już przestań sprzątać, przecież jest czysto!

   - Nie przeszkadzaj, Aomine-kun - odpowiedział opanowanym głosem. 

   - Nie odstąpię dopóki mi nie powiesz. Czemu wszyscy wiedzą a ja nie?!

   - Nie mam nic do powiedzenia. - powiedział, odwracając się do ciemnoskórego. - Więc czy mógłbyś... O! Cześć Kagami-kun!

Aomine odwrócił się za siebie, jednak nikogo nie dostrzegł. 

   - Tetsu, ty... - Jednak Kuroko nie było już na korytarzu. 


          Tego dnia powiedział dwa słowa za dużo, czego pożałował bardzo szybko. To nie tak, ze nie darzył zaufaniem Aomine. Znali się od lat, byli kiedyś bardzo bliskimi przyjaciółmi. Wiedział, że ten nie sprawiłby umyślnie mu problemu. Jednak równocześnie zdawał sobie sprawę z jego niewyparzonego języka, chęci do żarcików, a nawet i głupoty, która mogłaby się odezwać w najmniej odpowiednim momencie, a jeśli do tego by doszło, dotychczasowa nieźle rozegrana gra mogłaby runąć. Wiedział jednak, że w końcu będzie musiał mu powiedzieć, jednak miał nadzieję, że do tego czasu jego zainteresowanie tą sprawą nieco zmaleje. 


    Uciekł mu dość sprawnie, śmiejąc się w duchu, że wciąż magiczne znikanie działa na ciemnoskórego. Chciał mieć teraz chwilę dla siebie, by odpocząć nieco od obowiązków i przygotować się na wieczór. Zajrzał do kuchni z ciekawości, w której urzędowali dwaj kucharze. Zauważył, że od jakiegoś czasu ich stosunki nieco się ochłodziły. Nie było to coś zauważalnego na pierwszy rzut oka, jednak Kuroko już od dziecka pasjonował się obserwowaniem ludzi, ich zachowań, gestów, codziennym czynnościom. I coś zaczęło mu nie pasować. Nie chciał jednak wtrącać się pomiędzy nich, a tym bardziej służyć nieproszoną radą. 


    Akashi siedział w bibliotece przy stoliku popijając wieczorną świeżo zmieloną kawę pogrążony w lekturze. Właśnie włożył zakładkę między strony i odłożył na chwilę książkę przy filiżance, gdy jego uszy dobiegł cichutki skrzyp drzwi, a do pomieszczenia wszedł błękitnowłosy. Kuroko przez chwilę się zawahał, jednak Seijurou przywołał go skinięciem głowy. 

   - Również postanowiłeś się nieco odprężyć, Tetsuya? - spytał, spoglądając wprost w błękitne tęczówki mężczyzny, na co ten przytaknął. Podszedł do regału po czytaną w wolnych chwilach powieść kryminalną po czym usiadł w fotelu obok. 

   - Wieczorne czytanie sprawia, że mam poczucie dłuższego dnia. Mogę również przeżyć przygodę z bohaterami, oderwać się od rzeczywistości. - Ich rozmowy stawały się coraz bardziej naturalne. Sam Kuroko nie czuł już tego pierwszego zakłopotania, jakie towarzyszyło mu na początku pracy. - Ciebie zaś rzadko tu spotykam, Akashi-kun. Zazwyczaj spędzasz dnie w swoim biurze. 

   - Można to uznać za krótkie wakacje - odparł. - Wszystkie sprawy organizacyjne mam już załatwione, poza rozmową z Ryoutą, a to postanowiłem zostawić na jutro. Także korzystam z chwili oddechu. Co teraz czytasz? 

   - Jedną z nowszych powieści Akibo. Bardzo podoba mi się jego twórczość. A Ty, Akashi-kun? - spytał, zerkając z zaciekawieniem na leżącą na stoliku książkę. Widniało na niej nazwisko, którego Kuroko nie kojarzył.

   - Biografia człowieka sukcesu z XIX wieku. Mimo upływu czasu nadal przyjemnie czyta się o tym człowieku. 

   - Zastanawiałem się jakie książki czytasz, biografie wziąłem pod uwagę, jednak obstawiałem coś innego. 

   - Ach tak? Cóż takiego?

   - "Sztuki manipulacji" - powiedział w myślach, jednak nie bardzo wiedział, czy może powiedzieć to na głos. - Cóż, myślałem bardziej o badaniach naukowych. 

   - Takimi również nie pogardzę - odpowiedział, a potem westchnął i oparł się wygodnie w fotelu. - Jakoś w przyszłym miesiącu organizujemy bankiet - powiedział, zupełnie zmieniając temat rozmowy. - Mam szczerą nadzieję, że się zjawisz. 

 Kuroko spojrzał na niego szerzej otwartymi oczami. 

   - Hmm? Chciałeś coś powiedzieć, Tetsuya? 

   - Nie bardzo rozumiem, dlaczego miałbym się tam znaleźć, Akashi-kun - odparł po chwili. - Jestem po prostu zwykłym pracownikiem. 

   - Potrzebujesz wyższego statusu, by pójść ze mną na bankiet? - spytał, a zanim Kuroko zdążył zareagować na te słowa, dokończył - Cóż, mogę na ten czas uczynić cię swoją żoną - zaśmiał się.

Tetsuya utkwił wzrok w czerwonowłosym, który uśmiechał się leniwie i spoglądał na niego wygodnie oparty w fotelu. 

   - Jestem chłopcem, Akashi-kun. - Upomniał, zachowując zimną krew. 

   - Więc to ja miałbym być żoną? - spytał udając ogromne zdziwienie. Kuroko wciąż utrzymywał normalny wyraz twarzy. 

   - Nie żartuj sobie, Akashi-kun. 

   - O nie, ledwie zaproponowałem, że możesz zostać moją żoną na jeden wieczór, a już przejmujesz obowiązki upominania męża w domu!

Kuroko zatrzymał na chwilę oddech, nie mogąc poradzić, że na jego policzki wkradł się delikatny rumieniec. 

   - Potrzebny ci będzie nowy garnitur - dopowiedział jeszcze, po czym wstał. - A teraz wybacz, Tetsuya, prawdę powiedziawszy muszę cię już opuścić. Chociaż nie bardzo mi to pasuje - dodał ciszej. - Dobrej nocy! - pożegnał się, po czym wyszedł z biblioteki zostawiając błękitnowłosego samemu sobie.



    Kopnięty kamień przeleciał kilka metrów i uderzył o ścianę budynku. To był już drugi patrol dookoła rezydencji. Co prawda nie były to jego godziny pracy, jednak musiał zająć sobie czymś myśli. Dlaczego Tetsu nie chce powiedzieć mu nic więcej? "Chyba się zakochałem". Głupie słowa, a jednak nie był w stanie wyrzucić ich z pamięci. Cieszył się, że po tylu latach ten mógł bez ogródek powiedzieć coś takiego, jednak fakt, że nie powiedział nic więcej bardzo go irytował. Przecież są ziomkami, nie? Powinni mówić sobie takie rzeczy. W kim się zakochał? 

   - Hej! - usłyszał zza pleców. - Czym zawinił Ci ten kamień?

   - He? - odwrócił się z malującym się na twarzy grymasem złości, jednak dosyć szybko złagodniał. - Cześć, Bakagami. 

   - Oi! - krzyknął. - Nie pozwalaj sobie, Aho!

Taiga oparł się o ścianę rezydencji trzymając dłonie w kieszeniach. Wzrok skierowany miał gdzieś w dal. Otworzył buzię jakby chciał coś powiedzieć, lecz rozmyślił się. Pogrzebał po kieszeniach wyjmując paczkę papierosów. 

   - Ty palisz? - spytał Aomine, a z tonu jego głosu dało się usłyszeć zdziwienie. 

Kagami podpalił trzymanego w ustach papierosa, zaciągnął się nim powoli, po czym wypuścił obłoczek dymu. Następnie przekierował wzrok na ciemnoskórego. Wyciągnął dłoń z kartonikiem. 

  - Chcesz? 

Przez chwilę panowało milczenie. 

   - Daj. I zapalniczkę też, głupku. 

Stali tak oboje w ciszy. Papierosy spalały się dosyć równomiernie. Pierwszy nie wiedział dlaczego ten drugi jest zdenerwowany, dlatego też przez dłuższy czas nikt się nie odzywał. 

   - No, to co tam się wydarzyło - odezwał się Aomine przerywając trwającą ciszę. 

   - Nic.

   - Ej! - zdenerwował się. - Przychodzisz w takie zadupie rezydencji, zaczynasz palić, masz pusty wzrok i jeszcze mówisz, że nic? To po chuj tu lazłeś?

   - Wyrażaj się, Aho. Przecież mówię, że nic. I w tym problem. Od długiego czasu jest po prostu NIC. Czaisz? - Spojrzał na niego. - Nic. 

   - E? Chodzi ci o...

   - Mój związek. Widzę, że coś jest nie tak. Ale nie jestem pewien co. - Uśmiechnął się szeroko, jednak oczy wyrażały smutek. - Dlatego tak sobie przyszedłem na zadupie rezydencji, zacząłem palić i, jak to szło? Pusto patrzę w przestrzeń. 

 Aomine zamyślił się na chwilę gasząc papierosa o rynnę. Zacisnął lekko zęby po czym rozluźnił szczękę. 

   - Ej, a nie myślałeś, że po prostu sobie to wmawiasz?

   - Co?

   - No ten cały stan. Aaaaj  - podrapał się po głowie - ja jestem naprawdę kiepski w te całe sercowe pomaganie. Ale wiesz. Przeczytałeś ten list, sobie dopowiedziałeś jakieś historie, Himuro powiedział ci coś innego i niby mu uwierzyłeś, ale może w głębi duszy po prostu ciągle sam trzymasz urazę. I może sobie dopowiadasz? Może jest tak jak zawsze z jego strony, tylko ty jesteś nieco oziębły? 

   - Dlaczego miałbym na siłę sobie utrudniać swoje miłosne życie? - Spytał Kagami, jednak nie był już tak bardzo podniszczony jak wcześniej. 

   - Może robisz to, nie wiem, nieświadomie - odpowiedział. - Okropne są te fajki. 

Kagami parsknął śmiechem. 

   - To po co paliłeś do końca, Aho! 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz