Rozdział 10

          Światła reflektorów i błyski lamp wypełniały przytulne pomieszczenie studyjne. Przy takim tłumie fotografów i ciepła oddawanego przez oświetlenie klimatyzacja zapewniała zbawienny chłód. Sesja trwała już od pięciu godzin i na szczęście chyliła się ku końcowi. Przebieranie się w coraz to nowsze kreacje i spędzanie kilkunastu minut na poprawianiu makijażu i fryzury było na pewno miłe, jednak gdy przed oczami malowało się spotkanie z Akashim człowiek nie mógł się doczekać końca. Kilka ostatnich ujęć, pozowania i zalotnych spojrzeń w stronę aparatów, aż w końcu nadeszła wolność. Blondyn stojący na białym materiale przetarł delikatny pot z czoła, wzdychając ciężko. Sięgnął po butelkę wody stojącej przy krześle, na którym wygrawerowane było jego własne nazwisko i pociągnął spory łyk omal się nie zakrztuszając.

   - I jak? - spytał, zaglądając przez ramię swojego managera na ekranik wyświetlający po kolei zdjęcia zrobione tego dnia.

   - Poradziłeś sobie świetnie, jak zwykle zresztą. Dobra robota, Kise. Nasz grafik zrobi jeszcze małe poprawki i w przeciągu dwóch dni zdjęcia zostaną wysłane do gazety. Powinniśmy wyrobić się w terminie.

   - Nie zapomnij wysłać mi kopii – upomniał się blondyn puszczając do niego oczko, a następnie zawył z bólu trzymając się za bok.

   - Zaraz cię kopnę – powiedział po fakcie. - Zawsze je chcesz, po co się upominasz? Myślisz, że jestem aż tak stary, że nie pamiętam?

   - Absolutnie, Kasamatsu-senpai! - zaskomlał, masując obolałe biodro. - Nie musisz być tak agresywny, moje ciało to świętość! - powiedział, po czym odsunął na bezpieczną odległość zauważając niebezpiecznie pulsującą żyłkę na skroni ciemnowłosego.

Kasamatsu Yukio był managerem Kise od dwóch lat. Poznali się w liceum, a za sobą mieli doprawdy burzliwe czasy, jednak blondyn wręcz natarczywie starał się zdobyć jego zainteresowanie oraz przekonać go, by ten spróbował swoich sił w zawodzie. Ryouta wiedział, że jego senpai jest człowiekiem, który potrafi postawić na swoim i przede wszystkim był on na tyle dojrzały, bo podejmować odpowiednie decyzje i nie dać się skusić na jakieś lewe sesje zdjęciowe, dzięki czemu model już w młodym wieku wybił się na tyle, by być rozchwytywanym przez najbardziej popularne i dochodowe agencje. Wszystko zawdzięczał Yukio i był cholernie szczęśliwy, że poznali się w czasach szkolnych.

   - Zbieraj się, zaraz będziesz miał podwózkę pod dom Akashiego.

   - Jedziesz ze mną?

   - Zmysły postradałeś? Nie przepadam za nim. Poradzisz sobie na własną rękę. Kiedy zamierzasz wrócić?

   - Jeszcze nie wiem, jadę dopiero omówić wszystkie kwestie, ale niewykluczone, że zostanę kilka dni.

   - Rozumiem... W takim razie baw sie dobrze.



          Od jego ostatniego pobytu w rezydencji minęło niespełna półtora roku i z zadowoleniem zaobserwował brak zmian. Lubił tu przyjeżdżać z powodów bardzo prostych: zarówno ogrody jak i wnętrze budynku kajały jego zmysły. Mógł wyjść na krótki spacer tym samym nie narażając się na zlot piszczących fanek, mógł przysiąść pod drzewem z filiżanką małej czarnej kawy i sącząc ją powoli nie martwić się o czyhających gdzieś poza murami paparazzi. To jedno z niewielu miejsc, w których mógł poczuć się wolnym człowiekiem. Poprawił torbę na swoim ramieniu i zapukał do drzwi. Nie musiał czekać długo na odzew, niemalże natychmiastowo drzwi uchyliły się ukazując starego, jednak dobrze zachowanego kamerdynera Tadashiego, na którego twarzy gościł uprzejmy uśmiech. Rozpoznawszy przybysza wpuścił go do środka i wskazał drogę do jadalni, w której właśnie znajdował się pan domu.

   - Cześć, Akashicchi! Oh, w dalszym ciągu z ciebie niezłe ciasteczko! Dobrze sie trzymasz! - zaświergotał, spoglądając na czerwonowłosego od stóp do głów, uśmiechając się szeroko.

   - Witaj, Ryouta – odpowiedział, również posyłając uśmiech, jednak o wiele węższy. - Energiczny jak zawsze.

   - Miałem dzisiaj jedną z krótszych sesji, także jest się z czego cieszyć! - mężczyzna usiadł przy stole biorąc do ust winogrono z wiklinowego koszyczka na owoce - Co nowego?

   - Od naszego ostatniego spotkania niewiele się zmieniło. Pojawiło się kilkoro nowych pracowników, firma rozwija się bezustannie, pozyskałem nawet nowego współpracownika. Prawdopodobnie poznasz go w niedługim czasie. Gdy tylko dopniemy wszystko na ostatni guzik zorganizujemy bankiet na którym, mam szczerą nadzieję, się pojawisz.

   - Jeśli dasz mi datę odpowiednio wcześniej, to oczywiście, Akashicchi! Wiesz już, kto się zjawi?

   - Na pewno kojarzysz Reo, prawda? - spytał, a blondyn przytaknął sięgając po następne winogrono - Wykazał się sporym zainteresowaniem. Z mojej strony będzie wasza dwójka, ale jestem pewien że pojawi się kilkoro innych modelów.

   - Oh, to świetnie! Również od dłuższego czasu nie miałem okazji spotkać się z Reo. Kiedy to było ostatnim razem? Chyba, gdy wspólnie pozowaliśmy do gejowskiego magazynu mody, tak sądzę.

   - Nie zakładaj żadnego ubrania stamtąd, były obrzydliwe.

   - Haaa?! Jak tak możesz mówić Akashicchi! - oburzył się, a żeby pokazać jak bardzo jest zły, wydął wargi i zmarszczył brwi. - Ładnemu we wszystkim ładnie!

   - O, witaj, Tetsuya – zignorował swojego rozmówcę, skierowując wzrok na niskiego, błękitnowłosego mężczyznę, który wszedł właśnie do jadalni ubrany w czarne, dopasowane spodnie, białą koszulę z granatowym krawatem niosąc tacę z parującą jeszcze herbatą i talerzykiem ciasta. Kuroko zatrzymał się wgapiając w modela, jednak trwało to jedynie ułamek sekundy, więc blondyn nie dość, że jeszcze nie zdążył się odwrócić, to nawet nie zaobserwował tego zachowania.

   - Tak jak prosiłeś, przyniosłem mały poczęstunek – odpowiedział, stawiając na stole mały czajniczek wraz z czarkami przy każdym z nich, a po środku postawił wypieki, a samą tacę schował od pachę i patrząc na modela ukłonił się lekko – Kuroko Tetsuya.

Przez chwilę ten przyglądał mu się bez słowa, z małym zdziwieniem malującym się na wypielęgnowanej twarzy, wpatrując się w błękitne tęczówki które utkwione byly w niego samego bez najmniejszych oznak emocji.

   - Kise Ryouta – odpowiedział, również wstając i kłaniając się lekko. - Akashicchi! Nie mówiłeś, że masz taką osobę u siebie!

   - Mówiłem, że mam nowy perso...

   - Ale o nim żadnego wyróżnienia! - przerwał mu, jednak ugiął się przed wzbudzającym strach spojrzeniem czerwonowłosego. Tu panowały między nimi zgrzyty. Akashi nienawidził, gdy przerywa mu się w środku zdania, a Kise był zbyt zbyt nadpobudliwy, by zawsze o tym pamiętać. Zaśmiał się tylko głupio, machając rękoma przed własną twarzą. - Przepraszam, przepraszam. Zapomniałem się.

   - Uhmm... - zaczął Kuroko, nie wiedząc co właściwie powinien zrobić w takiej sytuacji. Czy jest jeszcze tu potrzebny, czy może powinien już sobie pójść i nie przeszkadzać w dalszym spotkaniu?

   - Tetsuya jest twoim wiernym fanem, Ryouta.

   - Nie przesadzajmy, Akashi-kun – powiedział Kuroko, marszcząc brwi – nie mniej bardzo szanuję twoją pracę, Kise-kun.

   - Ouuu, Kurokocchi! - zaświergotał, przecierając niewidzialną łzę z kącika oka – to baaardzo miłe z twojej strony!

   - Oi, Tetsu, nudzi mi się – rozległ się znudzony głos dochodzący z korytarza. W chwilę później w przejściu pojawił się wysoki ciemnoskóry mężczyzna, drapiący się w kark. Właśnie ziewał, kiedy skierował swoje spojrzenie na zebranych w jadalni ludzi. - Czy to nie Kise Ryouta we własnej osobie? - spytał głośno, podchodząc do zebranych. Aomine miał to do siebie, że nie bardzo przejmował się regułami jakie rządziły w towarzystwie, przez co często był odbierany za mało kulturalną osobę. Bądź co bądź była to prawda, jednak on sam nie miał na celu by w ten sposób go oceniano. Był niezwykle otwartą osobą nie zwracającą uwagi na konwenanse, a osobom z zewnątrz bardzo trudno było to zaakceptować.

    - Aomine-kun – upomniał go Kuroko.

   - Co? Ah, tak. Aomine Daiki, ochroniarz. Woah, cóż za przyjemność! Wysokiej klasy model, którego plakaty rozwieszone są w pokojach większości młodych Japończyków!

   - To kolejna osoba – wtrącił się Akashi – która zaczęła u mnie pracę. Jestem pewien, że byście sie dogadali – powiedział karcącym tonem, spoglądając to na jednego to na drugiego. Pokręcił głową, sięgając po czarkę z herbatą, upijając z niej mały łyk.

   - Kise Ryouta – ponownie się przedstawił, a jego twarz wyrażała ogromne szczęście. - Akashicchi! Mogę zostać u ciebie na wieczność?

   - Absolutnie nie. 







          - Niezłe ciacho z tego modela, nie? - spytał ciemnoskóry, podrzucając w dłoniach małą tenisową piłeczkę. - Ale bym go schrupał.

   - Nie możesz – odparł Kuroko, który siedział w cieniu drzewa, mając wzrok utkwiony w lekturze. Nie przeszkadzało mu to jednak w rozmowie, potrafił rozdzielić swoją uwagę.

   - Czyżby odzywała się w tobie zazdrość, Tetsu? - zapytał, a mrożący krew w żyłach wzrok Kuroko przeszył go na wylot.

   - To ciało widnieje na magazynach. Nie może być na nim żadnych śladów... użytkowania. Mam nadzieję, że jesteś na tyle mądry by domyślić się o co mi chodzi.

   - Pf – złapał piłeczkę, siadając tuż przy starym przyjacielu – tylko mi nie mów, że sam nie miałeś sprośnych myśli.

   - Myśli, a chęć zrealizowania to dwie różne rzeczy, Aomine-kun.

   - A dziwisz mi się? Wiesz ile dupeczek było podczas tego szkolenia na ochroniarzy? A wiesz że każdy z nich był hetero? Przecież to istna mordęga! Jestem stuprocentowym mężczyzną i potrzebuję wyładowania!

   - Pokłóciłeś się z własną dłonią?

   - TETSU! - krzyknął, warcząc cicho. Błękitnowłosy zaśmiał się tylko cichutko pod nosem.

Słońce świeciło wysoko na niebie, dając poczucie wszechogarniającego ciepła. Cień rzucany rzez wysokie drzewa tylko minimalnie ochładzał atmosferę, jednak mimo tego nadal bardzo przyjemnie było posiedzieć w towarzystwie na świeżym powietrzu.

   - Widzę, że nie tylko ja przyszedłem odpocząć na łonie natury – powiedział mężczyzna, podchodząc ze szklanką lemoniady z lodem i miętą.

   -  Cześć, Bakagami! Kuchnia się znudziła?

   - Jestem prawie pewien, że z twoich ust miało to być obelgą... Cześć, Kuroko.

   - Cześć, Kagami. Znów mamy gościa.

   - Murasakibara?

   - Na szczęście nie – odpowiedział – tym razem jest to Kise Ryouta.

   - Kise model? Cholera jasna, muszę przygotować coś specjalnego w takim razie! - powiedział lekko rozgorączkowany.

   - Na szczęście? Czy coś mnie ominęło? - spytał Aomine, próbując nie reagować na takie zafascynowanie płynące ze słów Taigi. Kagami zagapił się tylko na błękitnowłosego nie wiedząc, czy może odpowiedzieć na to pytanie. Kuroko odetchnął lekko, odkładając grubą książkę na bok.

   - Chyba się zakochałem. 

1 komentarz:

  1. Uwa~ Na razie jest genialnie, co chwila wręcz dusze się ze śmiechu. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału (≧∇≦)

    OdpowiedzUsuń