Księga I Rozdział I

        Środek nocy. Ulice Valtres przesiąknięte ciszą. Światła w domach pogaszone. Przez ulicę szła zakapturzona postać. Obok niej podążał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Jego ubrania były porozrywane i nasączone krwią. Miał lekko chwiejny krok. Tęczówki płonęły czerwienią. W tafli jeziora odbijał się biały, okrągły księżyc.

   - Jeść - powiedział, niezbyt inteligentnie, mężczyzna imieniem Blaise.
   - Już niedługo - odpowiedziała tajemniczo Rivera.Blaise zatrzymał się, zacisnął pięści. Był głodny. Był Świeży, jego zwierzęca natura była najbardziej wyostrzona. Wyglądał, jakby miał zaraz rzucić się na zakapturzoną kobietę. Ta jednak powstrzymała go jednym spojrzeniem. Powołała go do życia - miała kontrolę.
   - Już niedługo.

~*~
         Po słabo oświetlonym pomieszczeniu nerwowo stąpała wysoka, blond-włosa kobieta obdarzona wyjątkową urodą. Po sali niósł się odgłos obcasów uderzających o kamienistą podłogę. Na fotelu przed kominkiem siedział jasnowłosy mężczyzna w średnim wieku ubrany w wiktoriański, brązowy płaszcz, w ręku trzymał kielich z czerwonym, lekko krwistym winem. Twarz miał spokojną i opanowaną, wręcz przeciwnie do kobiety, która, zdawałoby się, niedługo straci nad sobą kontrolę. Wiedziała, że nic nie jest w stanie zrobić, lecz nie kończyła swoich wypowiedzi.
   - Dlaczego to właśnie jej pozwoliłeś iść, Sebastianie?! - spytała głosem przesączonym jadem - Ta suka...
   - Mówiłem Ci, Victorio, że najlepiej pasowała do tego zadania. Dlaczego ciągle upierasz się przy swoim?
   - Nienawidzę jej... -wymruczała niezadowolona.
   - Wiem. Lecz nie zmienia to faktu, że jej ufam.
   -    Zabiję ją! Wypatroszę, wyrwę wnętrzności! I będę to powtarzać po każdej regeneracji jej paskudnych komórek!
   - O ile ona prędzej nie wyrwie Ci serca - stwierdził, na jego ustach błądził uśmiech. - Rivera jest silna. Aron obdarzył ją inteligencją i wielką mocą.
   - Pieprzę Arona! - krzyknęła, pełna frustracji, jej oczy zalśniły szkarłatem, a kły wydłużyły się.
   - Victorio! - upomniał ją. Jego głos się zmienił. - Jeszcze jedno słowo, a będę musiał Cię ukarać. Arona się nie obraża. Idź do swojej komnaty.
Kobieta skuliła się pod potęgą wypowiedzianych słów. Uklękła na jedno kolano pochylając głowę.
  - Tak, panie. - Podniosła się z klęczek i szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia, zostawiając Sebastiana samego.
          Mężczyzna przymrużył oczy i oparł się wygodniej o oparcie czerwonego fotela. Uśmiechnął się leniwie słysząc szelest za swoimi plecami. Wystawił dłoń , a po chwili na jej wierzchu znalazło się serce ociekające krwią. Oblizał wargi i wgryzł się w pulsujący jeszcze mięsień.
   - AB RH+, moje ulubione, Dominiku. - po pomieszczeniu rozniósł się krótki, szalony śmiech.
  - Wiem, Sebastianie.
~*~
          Mgła otaczająca stare zamczysko ograniczała widoczność. Z kilku okien wydobywała się jasna poświata. Dwie postaci szybkim krokiem przemierzały ogromny, zaniedbany ogród pogrążony w mroku kierując się do mosiężnych drzwi. Otworzywszy je ich oczom ukazał się duży hol oświetlony lampami naftowymi. Kobieta zdjęła z głowy kaptur, rozglądając się czujnie. Upewniwszy się, że nie zagraża im niebezpieczeństwo spojrzała na rosłego mężczyznę i skierowała się w stronę szerokich schodów. Na jej ustach błądził uśmiech. Weszli do największej komnaty umeblowanej jedynie w spory okrągły stół i czerwony fotel. W kominku tańczyły wesołe płomyki. Podeszła bliżej, zostawiając Blais'a w drzwiach. Uklęknąwszy na jedno kolano złożyła raport.
   - Sebastianie, willa do której mnie wysłałeś była zniszczona, a mieszkańcy pomordowani. Jestem pewna, że to robota Anastazji, zawsze pozostawia po sobie charakterystyczny zapach. Po drodze nie natknęliśmy się na wrogów. - Wstała i przywołała ruchem dłoni swoją zdobycz - Udało mi się go odratować. Dziewczyna musiała bardzo się spieszyć, nie upewniwszy się czy jej obrzydliwi ludzie wybili wszystkich gapiów.
   - Dziękuję Rivero. To nie ma znaczenia. Bardzo dobrze się spisałaś.- to powiedziawszy zatopił swe usta w krwistym winie, przymykając znużone powieki. Po pomieszczeniu rozniósł się gromki, kobiecy śmiech.
   - Dominiku! - krzyknęła czarnowłosa - Przyprowadź, proszę, posiłek. Blaise jest głodny.

          Po chwili dało się usłyszeć szamotanie i szloch. Wysoki, ciemnowłosy i niezwykle przystojny mężczyzna wprowadził do pomieszczenia drobną, bladą kobietę odzianą w podarte łachmany. Błądziła panicznym wzrokiem po nieznajomych postaciach, próbując się wyrwać mimo, że nie miała na to żadnych szans, o czym bardzo dobrze wiedziała. Została pchnięta na posadzkę i straciwszy równowagę z hukiem na nią runęła, rozcinając przy tym kolano. W mgnieniu oka z jej ust wydobył się charakterystyczny krzyk towarzyszący dźwiękowi rozrywanej skóry i łamaniu kości. To Blaise, nie mogąc wytrzymać głodu, rzucił się niczym lew na jagnię, wpijając w nią swoje kły, trzymając w mocnym uścisku. Dominik podszedł do Rivery składając na jej ustach pocałunek, który został przerwany cichym warknięciem. Oboje przenieśli wzrok na posilającego się muskularnego mężczyznę, który patrzył teraz na nich z mordem w oczach.
     - Nie przejmuj się, Dominiku. Jest zazdrosny. Jest Świeży. Chodźmy do komnaty, mam ochotę się dzisiaj z Tobą ostro pieprzyć.


   - Nie mogłem się tego doczekać, skarbie.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz