14. Moje własne niebo

          Odkąd Saito pojawiła się w mojej szkole nie zamieniłam z nią ani słowa.Jedyny akt komunikacji jaki zaistniał między nami to nieprzychylne spojrzenia. Oczywiście o ile ktoś tego nie widział, w innych sytuacjach emanował z niej pełen sztuczności entuzjazm, a twarz przyozdabiał równie nieprawdziwy uśmiech, którym obdarowywała wszystkich: nawet mnie. Nie musiała ubiegać się o zainteresowanie ze strony moich znajomych z klasy. Wszyscy, jak jeden mąż lgnęli do niej jak ćmy do światła. Popatrzyłam sceptycznie na Ayane,która również zauważyła, jak Saito nachyla się nad Akashim eksponując swój imponujących rozmiarów biust. Ku mojemu małemu zdziwieniu Akashi nie nabierał się na jej gierki. Oczywiście wiedziałam, że pod względem dojrzałości jest na o wiele wyższym poziomie niż inni chłopcy w tym wieku, ale zważając na to, że jest w pełni zdrowym facetem przed dwudziestką odruch spojrzenia trochę niżej powinien być dla niego naturalny.

          Odwróciłam wzrok i powróciłam do wcześniej przerwanej czynności.Nieubłaganie zbliżała się zima, więc przerwy obiadowe większość uczniów spędzała w klasie posilając się domowej roboty bento. Siedziałam przy stoliku Ayane, tempo wpatrując się w przestrzeń.Dziewczyna wyczuwała mój grobowy nastrój i byłam jej wdzięczna,że na chwilę obecną nie chce ze mnie tego wyciągać.Prawdopodobnie jest świadoma przyczyny. Byłam wniebowzięta tym, że nie musiałam się jeszcze konfrontować z blondynką. Na chwilę obecną było mi to wręcz niepotrzebne. Pozwalało mi to dłużej zastanowić się nad planem, który na moje nieszczęście rozwijał się bardzo wolno. Bo jak też nazwać można postępem postawienie sobie celu?

   -Po szkole gorąca kawa w kafejce? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Kin. Zwróciłam na nią wzrok. W delikatnych dłoniach o długich palcach trzymała papierowy kubek z gorącą czekoladą.

   -Czytasz mi w myślach - odparłam, przywołując na twarz delikatny uśmiech, po czym skubnęłam ostatni kąsek nigiri.

          Wnętrze kafejki jak zawsze wypełnione było młodzieżą z naszej szkoły. Przez okno widziałam Kotaro wędrującego między stolikami.Zdecydowanie do twarzy było mu w barmańskim stroju. Był wcieleniem idealnego chłopaka: nie obijał się, pracował w wolne chwile, miał pasję i zdecydowanie byłby w stanie zaopiekować się swoją wybranką. Poprawiłam torbę na ramieniu i razem z Ayane weszłyśmy do środka, machając do blondyna. Ten najwyraźniej był bardzo zadowolony, ponieważ gestykulując kazał nam na siebie poczekać oznajmiając nam z wielkim uśmiechem, że zaraz ma chwilę przerwy,więc się do nas dosiądzie. Przytaknęłam również odwzajemniając uśmiech i wraz z dziewczyna skierowałyśmy się do stolika ustawionego w rogu kafejki. Zdjęłam z siebie czarną kurtkę i zawiesiwszy ją na pobliskim wieszaku usiadłam na krześle uprzednio zdejmując jeszcze z ramienia torbę, którą zawiesiłam na oparciu.Dzisiejszego dnia byłam głodna jak wilk, więc niewiele myśląc od razu sięgnęłam po menu i zaczęłam przeglądać pozycje. Ayane poszła w moje ślady i już po chwili obie siedziałyśmy przed sporym talerzem wyłożonym goframi z bitą śmietaną i sypką czekoladą, a dłonie ogrzewałyśmy na wielkich kubkach po brzegi wypełnionych przepyszną gorącą czekoladą. Przymknęłam powieki rozkoszując się delikatnym kakaowym smakiem, który rozpływał siew ustach. Odstawiwszy napój na podkładkę z żabki przeniosłam wzrok na Ayane i zaczęłam się niekontrolowanie śmiać. Dziewczyna prawie zachłysnęła się własnym piciem. Odkaszlnęła tylko i wbiła we mnie mordercze spojrzenie.

   -Przepraszam, przepraszam. Dzięki czekoladzie czuję się taka wyluzowana, że aż przepełnia mnie energia. I niestety skutkiem ubocznym jest moja głupawka.

   -Veal-chan! Jak możesz być spokojna w takiej chwili. Satsujin przeniosła się do naszej szkoły, nie frustruje cie to?

   -Właśnie, właśnie – za mną odezwał się głos, a moja została zaatakowana przez natarczywe dłonie blondyna. Oparł się jedną ręką o moje krzesło, sam siadając obok i zabrawszy mój kubek upił z niego łyk, tym samym brudząc swoje usta tak, że wyglądało to jakby wyrosły mu czekoladowe wąsy. Zaśmiałam się dźwięcznie i chwyciwszy chusteczkę wytarłam mu usta. - Słyszałem co nieco,ale nie wyjaśniłaś mi tego dokładnie. Jednego jestem pewien: nie pozwolę jej się tak panoszyć po szkole, i to jeszcze by w taki sposób uprzykrzała ci życie.

   -Dzięki, Kotarou, za twoje bojowe nastawienie. Ale to tylko łatwo mówić. Szczerze wam powiem, że czasem, gdy już zasypiam, nachodzą mnie myśli, czy by nie rzucić tego wszystkiego w cholerę i wyjechać w Bieszczady. - Wzrok, jakim obdarowała mnie dwójka przyjaciół znów wywołał u mnie napad śmiechu – Bieszczady to góry, między innymi w Polsce – pospieszyłam od razu z wyjaśnieniem, tuż po opanowaniu. - Chodzi mi o to, że wtedy myślę,że to naprawdę nie ma sensu. Z tym, że gdy wstaję rano, gdy zarówno mój umysł jak i siły są zregenerowane... wtedy wręcz kipię gotowością do postawienia się.

   -Asia-chan, nie wygaduj głupot! - Kotarou aż cały się najeżył,teraz mierzył mnie skupionym i nieustępliwym spojrzeniem.

   -Właśnie. Co za głupoty wygadujesz? Nawet nie waż się więcej tak myśleć! - zawtórowała mu Ayane, uderzając lekko pięścią w stół. - Ej, ale powiedz. Podoba ci się Akashi, nie? 
Trochę ugięłam się pod bacznym spojrzeniem obojga. Widać było,że wręcz kipią z ciekawości.

   -Podoba – przytaknęłam. 

   - Zakochałaś się w nim? - Kotarou podniósł trochę głos, zwracając tym samym na nas uwagę kilku uczniów. Pomachał przepraszająco ręką i znów zwrócił się do mnie.

   - Nie bądź głupi. To nie jest zależność. Musiałabym być homoseksualistka, żeby mi się nie podobał. On jest po prostu... Ugh, przyciąga kobiece spojrzenia, dobra? Satysfakcjonujecie taka odpowiedź? 

   - Nie. To zakochałaś się, czy nie?

   - Nie! 

   - W kim się nie zakochałaś, Joanno? - po plecach przeszedł mnie dreszcz. Z lekkim opóźnieniem odwróciłam twarz w stronę dobiegającego dźwięku. Przełknęłam ślinę, a dłonie zacisnęłam w pięści. Za mną stała blond włosa piękność, a za nią Akashi we własnej osobie. - Zauważyłam was w tej knajpce,więc postanowiliśmy wejść do środka razem z Seijuro, aby dotrzymać wam towarzystwa. W końcu tak robią przyjaciółki,prawda, Joanno? A my jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółkami –puściła mi oczko, po czym zaśmiała dźwięcznie, lecz fałszywie.

          Zazgrzytałam zębami, jednak nie chciałam dawać jej satysfakcji z tego, że mnie zdenerwowała. Chciałam się odezwać, jednak Kotarou mnie wyprzedził zwracając bezpośrednio do czerwonowłosego.
   - Sei-chan! Jak dobrze, że ktoś przyszedł dotrzymać Asia-chan* towarzystwa! Ja już muszę iść, więc proszę, zajmij moje miejsce! 


          I tym właśnie sposobem w kafejce MaidCafe, przy stoliku w prawym rogu, przy ścianie przy której znajduje się bar, siedziało czworo uczniów, a pomiędzy nimi dało się wyczuć zabójczą atmosferę. Wręcz radowałam się w duchu widząc po skosie Saito, której mimo że kryła się ze swoim niezadowoleniem, nie udało się do końca tego zatuszować. Na przeciwko mnie, tak jak wcześniej, siedziała Ayane wyraźnie zadowolona z takiego obrotu spraw. Po mojej lewej stronie siedział sam Akashi Seijuro, popijając kawę, którą dopiero co przyniósł mu Kotarou, przy czym puścił do mnie perskie oczko i na migi życzył powodzenia. 

   - Tak więc, Saito. Powiedz, jak ci się żyje w nowej szkole, w otoczeniu nowych ludzi? 

   - Wspaniale. Wszędzie czuję się wspaniale, Joanno. To takie miłe, że pytasz. Nawet zastanawiam się, czy nie zaangażować się w życie szkoły! Na przykład stworzyć kobiecą drużynę koszykówki. Nie ukrywając, jestem w tym bardzo dobra. Za każdym razem rodzice przysyłali mi coraz to nowszych nauczycieli, bo niestety każdego z nich pokonywałam. Znudziło mi się to trochę, niestety. Ale założenie drużyny, to byłoby coś! 

   - Oho! Grasz w koszykówkę? Niesłychane. Nie boisz się połamać paznokci? Masz tak delikatne rączki, będę się martwić, co jeśli zrobisz sobie krzywdę?

   - Wasze udawane uprzejmości powodują we mnie odruch wymiotny. - spojrzałam zaskoczona na Akashiego, który do tej pory spokojnie siedział, nie odzywając się. Twarz miał nad wyraz spokojną, a wzrok utkwiony w rozszerzone źrenice Saito. - Może rozstrzygnijcie wasz śmieszny spór na boisku? Wasze pobudki są istnie dziecinne. Ja – przeniósł wzrok na mnie – nie należę do nikogo. Nie wciągajcie mnie w to. Nie mam czasu zabawianie się z niedojrzałymi smarkulami. Jesteśmy na innym poziomie. Saito – znów zwrócił się do dziewczyny, na co lekko się spięła – do tej pory wiele znosiłem z twojej strony. Jednak sposób, jak załatwiasz swoje sprawy jest godny pożałowania. Zapewne myślałaś, że jeśli wszystko jest już zaplanowane, masz wolną rękę i zero obowiązków? Nie mogłaś się bardziej mylić. Wraz z tą chwilą nasze zaręczyny zostają zerwane. Małżeństwo dla korzyści miałoby sens tylko wtedy, gdyby potencjalna małżonka miała trochę oleju w głowie. A teraz przepraszam, muszę iść zająć się poważniejszymi sprawami. Do zobaczenia w szkole, Joanno. - To powiedziawszy wstał od stołu, zarzucił na siebie kurtkę, poprawił włosy i zostawiając na stole zapłatę ze sporym rachunkiem wyszedł z kafejki. 
Przez dłuższą chwilę żadne z nas nie było w stanie się odezwać. Zauważyłam nawet pytające spojrzenie Kotarou, który polerował szklanki za ladą, wpatrując się w nas nieprzerwanie. Nie podejrzewałam, że Akashi może być z kimś zaręczony, przecież inicjowane małżeństwa są chore w tych czasach. Dotarły do mnie też wcześniejsze jego słowa. Gdy spytałam, jakie stosunki łączą go z Saito, odpowiedział, że czysto biznesowe. Tak więc jest w stanie poświęcić życie u boku ukochanej osoby, jeśli by taką znalazł, dla biznesu? Potrząsnęłam głową i spojrzałam najpierw na Ayane, a następnie na Saito. Ta wręcz gotowała się ze złości. Nagle z całej siły uderzyła pięścią w stół, wprawiając w drżenie naczynia na nim stojące. Zwróciła ku mnie pełne jadu spojrzenie. 

   - To twoja wina, nędzna idiotko. Zapłacisz mi za to. Nogi ci z dupy powyrywam i przytrę tę twoją przemiłą buźkę.
Wpatrywałam się w nią oszołomiona, jednak nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. 


   - Akashi-san powiedział, co macie zrobić. Obok jest boisko. Chodźmy – jako jedyna trzeźwy umysł zachowała Ayane.

   - Jasne, wspaniale. Właśnie tego mi trzeba. 


          Wychodząc z kafejki byłyśmy odprowadzane wzrokiem przez zatroskanego Kotarou. Uśmiechnęłam się do niego uspokajająco. Dojście do boiska nie trwało długo. Po kilku minutach stałyśmy już ustawione na przeciwko siebie. Moje pierwsze w życiu one on one. Przytłaczający był fakt, że dziewczyna trenowała od okiem najlepszych. Wprawiłam piłkę w ruch, zaczynając kozłować. To, co się działo w tamtym momencie doszczętnie wyprowadziło mnie tego dnia z równowagi. Nasz pojedynek nie trwał nawet dziesięciu minut. Co i raz, gdy Saito zdobywała piłkę, z łatwością jej ją odbierałam, punktując. Gdy próbowała mnie przejść, broniłam. Gdy próbowała rzucić, zatrzymywałam piłkę przed koszem. Nie uważałam, że jestem dobra w kosza, ba, nawet byłam tego pewna, ot, zwykły przeciętniak. Dlaczego więc wygrywałam z łatwością z osobą, która tyle ćwiczyła? Chyba nie można powiedzieć, że nie była dzisiaj w formie, bo nawet jeśliby tak było, to nie na takim poziomie. Blokując ostatni atak opadłam na ziemię i wpatrywałam się zdziwiona w Satsujin, która oddychała nierównomiernie, a w jej oczach nabierały łzy. W tym momencie zrozumiałam, dlaczego wygrywała. No bo kto by nie chciał zgarnąć sporej ilości pieniędzy za nauczenie kilku trików, a później udanie, że dało się nabrać i to podziałało? Córeczka bogatych rodziców, jeśli czegoś nie umiała: robili tak, by myślała, że umie. Nie tylko ja to zrozumiałam, ona najwyraźniej też, ponieważ nie chcąc wyjść na słabą, rzuciła się na mnie, ale nie z zamiarem dokończenia naszego pojedynku. Była nabuzowana, wyleciała do mnie z pięściami, nie patrząc gdzie celuje. 
- Saito, uspokój się, do cholery! Zrobisz sobie krzywdę! 
- To ty jesteś jedyną osobą, której zrobię krzywdę, parszywa gnido. Nienawidzę cię z całego serca. Zabiję cię. Zadźgam cię nożem – powiedziawszy to sięgnęła za pasek spódniczki i wyjęła z niego nóż z ostrzem wielkości dłoni. Przestraszyłam się nie na żarty, wlepiając w nią paniczne spojrzenie. Ayane zrobiła krok do tyłu nie wiedząc co zrobić, ale nie patrzyłam już na nią. Patrzyłam przed siebie. - I co teraz? Koniec śmieszkowania? Już nie będzie się panienka Joanna wywyższać ponad swoje możliwości, co? Jestem Satsujin Saito, jak myślisz, ile godzin zajmie mojemu ojcu wyciąganie mnie z aresztu? Jedna? Pół? Hahahahah! - roześmiała się na cały głos – nawet nie wiesz jakie rzeczy można robić z takimi wpływami! 
- Saito, uspokój się, nie wiesz co robisz! 
- Wiem! Po prostu się zaczęłaś bać, Joanno. Ale to mnie nie powstrzyma.

          Dziewczyna rzuciła się na mnie atakując nożem. Zasłoniłam się dłonią, jednak ten przeciął koszulę nadcinając mięsień, wchodząc gładko jak w masło. Dziewczyna musiała być psychopatką. Zaskowytałam z bólu, jednak dalej próbowałam bronić własne życie, które niezaprzeczalnie właśnie zawisło na włosku. Rozejrzałam się wokoło, nigdzie nie widząc Ayane. Nie wierzyłam w to, że uciekła, nie mogła mi tego zrobić. Spróbowałam odepchnąć blondynkę, lecz z marnym skutkiem. Zamachnęłam się, zaciskając dłoń w pięść i uderzyłam dziewczynę w twarz. Ta jedynie zrobiła dwa kroki do tyłu i poprawiła nóż w swojej dłoni tak, aby przy zamachnięciu wbić go w moje ramię. Uniknęłam, jednak ostrze zdążyło mnie trochę zadrasnąć. Upadłam na ziemię i przeturlałam kawałek dalej, gdy dziewczyna z całych sił mnie kopnęła. Zakrztusiłam się powietrzem, próbując podnieść, jednak tym razem zostałam kopnięta w twarz. Gdyby nie nóż, mojego ciała nie ogarniałby taki strach i byłabym w stanie zrobić coś więcej niż uciekanie i unikanie ciosów. Wiedziałam jednak, że jedynym ratunkiem jest dla mnie odrzucenie strachu. Przy następnym ataku wyciągnęłam dłoń przed siebie, a nóż z łatwością przebił kawałek dłoni pomiędzy moimi palcami, rozcinając ich złączenia. Mimo bólu zacisnęłam dłoń na jej dłoni i wyprowadziłam drugą cios w brzuch, przez co dziewczyna się ugięła. Łapiąc dziewczynę w łokciu stanęłam do niej tyłem i używając całej siły przerzuciłam ją ponad sobą tak, że wylądowała na ziemi przede mną. Wbiłam paznokcie w przegub, a gdy nadal nie chciała puścić noża przykucnęłam i z całej siły wgryzłam jej się w nadgarstek. Dziewczyna zawrzeszczała z bólu, a uścisk się rozluźnił, dzięki czemu byłam w stanie wyrwać jej nóż. Odeszłam kilka kroków i padłam wykończona na ziemię. Rana na przedramieniu krwawiła obficie, zaczęłam widzieć jak przez mgłę. Usłyszałam za sobą krzyki, zwróciłam się w tamtym kierunku. W naszą stronę biegł Kotarou, a za nim Ayane, cała zdyszana. Jak mogłam podejrzewać, że mnie zostawiła? Obok boiska zatrzymała się czarna limuzyna, a z jej wnętrza wyszedł czerwonowłosy. Gdy mnie zauważył, przystaną na sekundę, po czym przyspieszył kroku. Przeniosłam wzrok znów na Saito, która postanowiła się podnieść i dokończyć to, co zaczęła. Sięgnęła do tyłu i ku panice, jaka mnie ogarnęła, wydobyła mniejszy scyzoryk i rzuciła się na mnie ponownie, tym razem jednak nie miałam siły, by uniknąć. Ostrze przecięło skórę od prawego łuku brwiowego, przez policzek, aż po brodę, na końcu wbijając się w bark. Założę się, że mój krzyk było słychać w promieniu wielu kilometrów. Nim straciłam przytomność zarejestrowałam tylko, że Kotarou odciąga rozwścieczoną blondynkę ode mnie, a ktoś niezwykle przyjemnie pachnący bierze mnie na ręce. Zauważyłam czerwono złote tęczówki, jednak nie zaprzątałam sobie nimi głowy. Słyszałam głos rozkazujący mi nie usypiać. To był bardzo władczy głos, gdyby nie to, że ogarniały mnie wszechogarniająca słabość i zmęczenie posłuchałabym tego głosu. Jednak nie teraz, gdy jest tak przyjemnie, tak ciepło, w tak urzekającej dawce zapachów. Wtuliłam twarz bardziej, dotykając policzkiem czegoś... delikatnego. Oh, więc taka w dotyku jest skóra Akashiego? Tak przyjemnie pachnie. Nie usypiać? Czemu? O czym wy wszyscy pieprzycie? Przecież jestem w niebie. 



* Asia-chan : Kotarou to idiota i nie umie odmieniać!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz