02. Tadaima


Czy patrząc w rozgwieżdżone niebo można dostrzec dusze zmarłych osób? Nie potrafiłabym odpowiedzieć na to pytanie nikomu. Jednak kiedy czasem spojrzę na księżyc, widzę duszę zmarłej osoby. Czasem jest to drobniutka kobieta o krótkich włosach. Częściej jednak pojawia się wysoki mężczyzna, z ogromnym mieczem przytwierdzonym do pleców. Nie widzę ich twarzy. Przed oczami majaczą mi się tylko ich sylwetki...



Sobotni poranek powitał ciemnowłosą delikatnymi promieniami wschodzącego słońca. Dziewczyna wybudziła się z niespokojnego półsnu. Informacje jakie zebrała podczas przeglądania internetu wpłynęły na jej psychikę. Pojawił się praktycznie znikąd, siejąc zamęt w jej dotychczasowym życiu. Nie potrafiła się skoncentrować, jej myśli ciągle krążyły pomiędzy strasznym stworem, a tajemniczym wybawicielem. Sama nie wiedziała, czy chciała posiąść więcej informacji na ten temat, niż to, co udało jej się wyczytać poprzedniego dnia. Kim jest Bóg Śmierci? Żniwiarze dusz. Ich celem jest zabieranie dusz ludzi, którym pisana jest śmierć narzędziem do tego przeznaczonym. Białowłosy chłopak miał przy sobie miecz, którym powalił jednym ciosem monstrum, które, według internetu, miało być upadłą duszą przesiąkniętą złem, bez ani krzty dobra w swoim sercu, którego już nie miało. Gdyby nie wybawiciel, zostałaby pożarta.

Widzę duchy
Otaczają mnie
Czy nie jestem normalna?

Wieczorny letni watr delikatnie owiewał jej bladą twarz, niosąc ze sobą przyjemny zapach kwiatów. Czarnowłosa siedziała na gałęzi potężnego dębu, który rósł spokojnie przez lata po środku parku, wpatrzona w rozgwieżdżone niebo.

To było nasze miejsce
Ichigo
Splamiłeś je
przyprowadzając tu ją
To ona mi Ciebie zabrała

Prawda?

Dzisiejszego wieczora Kaoru nie bała się. Ten ciągle towarzyszący jej strach znikł, pozostawiając po sobie wszechobecny spokój połączony z nutką melancholii. Gwiazdy ten nocy były naprawdę piękne, wyglądały tak, jakby całe jezioro czarnego atramentu zwabiło do siebie tysiące świetlików, by te ozdabiały je swoim blaskiem.

To rocznica
Zarówno pierwszego spotkania
Wyznania uczyć
Twojego odejścia.
Jestem spokojna.

...piąta rocznica odejścia

Wydawało się jej, że jest sama. Zdziwiła się nieco zauważając czarnego kota o dużych, złocistych oczach, wpatrzonego w nią. Uśmiechnęła się lekko, wyciągając dłoń w celu pogłaskania jego przyjemnej sierści. Był czarny jak noc. Ochoczo przysunął łepek, wtulając się w jej dłonie, mrucząc przy tym uroczo, jak na kota przystało. Wiatr co chwila zrywał się do mocniejszego podmuchu, jakby z zamiarem zabrania ze sobą liści do wspólnego walca. Kaoru uśmiechnęła się, lekko przymrużając oczy w akcie zadowolenia. Lubiła koty, ich natura samotnych podróżników kroczących własnymi ścieżkami, przecierających własne szlaki: utożsamiała się z nimi. A w szczególności w wieczory takie jak ten, pełne wspomnień wytapiających bolesne rany na jej duszy. Kot miauknął przeciągle, jakby wołając ją, po czym zeskoczył z drzewa. Nie uciekł jednak: przystanął pod drzewem, z ciałem skierowanym w stronę ulicy, lecz z wielkimi, złocistymi oczami wlepionymi w jej własne, jakby wyczekując na jej decyzję. Przez dłuższą chwilę dziewczyna trwała w bezruchu, zastanawiając się nad własną hipotezą. Jak na potwierdzenie jej myśli, kot miauknął ponownie, wodząc pyszczkiem od strony potężnego dębu, do oświetlonej ścieżki prowadzącej do wyjścia z parku. Kaoru zwinnie zeskoczyła z gałęzi próbując utrzymać równowagę, gdy jej stopy dotknęły ziemi. gdy jej się to udało, znów spojrzała na czarnego czworonoga, który zdążył się już odwrócić, zmierzając w nieznanym jej kierunku. Ruszyła za nim.

Nie wiedziała, dokąd jest prowadzona. Kot jednak nie uciekał, nie zwalniał. Szedł przed nią, co i raz skręcając w mniejsze, ciemniejsze uliczki. Gdy w końcu jej mały towarzysz się zatrzymał, przed nimi ukazał się duży, drewniany, parterowy dom. Zdziwiła się nieco. Znała tę okolicę. Kiedyś, gdy śledziła Ichigo, dotarła aż tutaj. Nie wyszła jednak od razu, chowając się za rogiem. gdy zza niego wyjrzała, nie ujrzała niczego, poza pustym piaszczystym placem. Było to tego dnia, gdy pomarańczowowłosy brutalnie zniknął z jej życia. Z zamyślenia wyrwał ją cichy szczęk rozsuwanych drzwi. Podążyła wzrokiem w ich kierunku i zamarła. Nie była nawet w stanie zmusić szeroko otwartych oczu do mrugnięcia. Nie potrzebowała tego jednak. Spod powiek wydobyły się słone krople, nakreślające mokre ślady na jej policzkach. Usta lekko rozchylone, drżały teraz wraz z ciałem, jakby miała rozpaść się na małe kawałeczki, bez możliwości poskładania. Nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa do momentu, w którym postać stojąca w drzwiach nie uśmiechnęła się delikatnie, jakby z poczuciem winy, jednak z nutka szczęścia i ulgi. Skierował swój wzrok wprost w jej oczy, ukazując czekoladowe tęczówki, nieco poważniejsze, niż za dawnych lat. Cała jego postura była o wiele dojrzalsza, mężniejsza.

- I-ichicho... Wró-wróciłeś - wyjąkała.

- Ta... Tadaima.*

Widzę duchy
Otaczają mnie
Ty też je widzisz, prawda, Ichigo? 





~*~

*Tadaima - wróciłem, witaj.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz