Rozdział 8

 

          Szkolną halę sportową wypełniał odgłos odbijanej o podłogę piłki mieszający się z odgłosem biegu. Poranne słońce delikatnie zaglądało przez okna budynku oświetlając parkiet blaskiem. Po pomieszczeniu roznosiły się krótkie okrzyki "Do mnie!", "Moja!", "Hinata, Ty głupku!". Chłopcy byli już rozgrzani, a przed rozpoczęciem zajęć lekcyjnych trener zdecydował się rozegrać krótki mecz. W progu stała niska, ciemnowłosa dziewczyna i trzymając w dłoni notes od dłuższej chwili bacznie obserwowała sceny malujące się przed jej oczami. 

   - Hanae-san? - usłyszała głos, a jej wzrok skierował się w kierunku, z którego dochodził. Wysoka czarnowłosa dziewczyna pomachała do niej, zachęcając, by podeszła bliżej. Komatsu skierowała ku niej swoje kroki - Cieszę się, że się zgodziłaś. Od dłuższego czasu poszukiwałam osoby, która pomoże mi pełnić obowiązki menadżerki. 

Kiyoko była w trzeciej klasie, co oznaczało, że niedługo będzie musiała pożegnać się z drużyną i pozostawić resztę w rękach młodszych. Podczas rozmowy z Hanae była uśmiechnięta i bardzo chętnie opowiadała zarówno o drużynie, jak i o obowiązkach. Komatsu również nie czuła przy niej presji, mimo to nadal ciężko było jej się otworzyć i najczęściej tylko słuchała uważnie, bądź przytakiwała. Początkowo nie potraktowała poważnie Hinaty, który z wielkim zapałem zapraszał ją do zostania menadżerką. Jednak po wspólnym powrocie z Yuu i wieczorem pełnym przemyśleń zdała sobie sprawę, że może to być dobry początek. Że może spróbować, że może jej się udać. Że należy się chwycić tej szansy, która pojawiła się przed nią i ze szczerym uśmiechem wyciagnęła ku niej dłonie - po latach spędzonych w mroku. To światło nadziei, które pojawiło się już wcześniej i nadal iskrzyło w jej sercu sukcesywnie o sobie przypominało, a rozświetlało się bardziej, gdy w pobliży znajdował się Nishinoya - niezwykle energiczny chłopak, całkowite jej przeciwieństwo. Hanae uśmiechnęła się delikatnie do nowej koleżanki i przysiadła na ławce oglądając grę nastolatków. 

   - Czy jest coś, czym się stresujesz? - spytała Kiyoko. 

   - Nie - odpowiedziała krótko, kiwając głową. Zastanowiła się jednak przez chwilę i kontynuowała - Myślę, że uda mi się poznać zasady siatkówki, jak i zadania, które należą do menadżera. Liczę na Twoją pomoc, Kiyoko-senpai. Będę wdzięczna za wskazówki. 

    Shimizu przytaknęła, kierując wzrok na grę. Opowiedziała o zasadach oraz o tym, co będzie należeć do jej obowiązków. Nie zasypywała jednak jej informacjami. Komatsu spojrzała na swoją dłoń, w której nadal trzymała mały notes. Nie mogła powstrzymać myśli, że chciałaby znów poczuć pieczenie dłoni, zobaczyć jej zaczerwienienie, znów odczuć jak to jest, gdy piłka przelatuje przez siatkę. Chciałaby odebrać piłkę tak, jak robił to Nishinoya. Chciałaby spróbować zaserwować piłkę i zdobyć punkt. Jednocześnie chciała siedzieć i oglądać, jak z minuty na minutę gra stawała się bardziej zażarta, jak chłopcy walczą o każdy punkt, jak Hinata wyskakuje wysoko ponad siatkę, a piłka znajduje się tuż przed jego dłonią, jak zawodnicy skaczą do bloku, jak piłka niemalże dotyka ziemi, jednak jest wybroniona przez libero. Chciałaby to zakodować w pamięci i przywracać sobie ten obraz nieustannie, analizować go. Chciała być częścią tego wszystkiego - między innymi dlatego zdecydowała się na ten krok. 


    Lekcje dobiegły końca. Komatsu zebrała ze szkolnej ławki zeszyt oraz długopis i spakowała je do torby. Zeszła do szatni powolnym krokiem, zmieniła obuwie, założyła płaszczyk i zamknęła za sobą szafkę. Skierowała swe kroki ku wyjściu. Słońce nadal rozlewało swe promienie po szkolnym dziedzińcu, jednak jawiło się coraz niżej na horyzoncie. Uczniowie gwarnie opuszczali budynek, rozmawiając między sobą o planach na weekend. Komatsu westchnęła i otulając się cieplej szalem rozpoczęła swoją podróż do domu. 

   - Komatsu! - usłyszała, automatycznie się zatrzymując na dźwięk usłyszanego głosu. Chłopak podbiegł do niej żwawo, zatrzymując się tuż przed nią. - Wracajmy razem do domu! 

Ciemnowłosa patrzyła przez chwilę na starszego kolegę, po czym przytaknęła. Poczuła, jak jej serce na moment szybciej zabiło, by ponownie wrócić do poprzedniego rytmu. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że w gruncie rzeczy na to liczyła. Że myślała o tym, jak miłe było ostatnie wspólne wracanie ze szkoły mimo, że za wiele nie mówiła, a głównie Nishinoya energicznie opowiadał jej o minionym dniu oraz treningach. 

   -    Pomyślałem sobie, że możemy częściej wracać wspólnie do domu! Mieszkamy w tym samym kierunku, a i zajęcia kończymy o przybliżonych porach. A teraz zostałaś jeszcze menadzerką! To znaczy, że od tej pory będziemy kończyć szkołę o tej samej godzinie!

Komatsu uśmiechnęła się. Yuu przez chwilę zapatrzył się na ten widok, po czym odwrócił wzrok, a jego policzki przybrały kolor delikatnego różu. 

   - Z chęcią - odpowiedziała. 

   - Jak ci się podoba? - spytał, przyglądając się dziewczynie ze szczerym, szerokim uśmiechem. - Może to nie to samo, co gra! Ale menadżerki są bardzo ważne dla drużyny, jesteście jej częścią! 

   - Miło mi to słyszeć. - Hanae myślała chwilę. - Jest przyjemnie. Mogę oglądać waszą grę z bliska, Kiyoko-senpai stara mi się wszystko tłumaczyć. Dzięki temu czuję, że wszystko mam na wyciągnięcie ręki. Chociaż... - zawahała się. - Chciałabym czasem zagrać. 

   - To zagrajmy! - Krzyknął entuzjastycznie. - Jeśli będziemy mieli czas po treningu, albo czasem w trakcie przerwy! Ja również jestem twoim senpaiem! - powiedział z dumą - możemy razem grać!

Komatsu pozwoliła sobie na odrobinę szerszy uśmiech, niż zazwyczaj. 

   - Dziekuję, Nishinoya-senpai. 

Kilka słów może sprawić człowiekowi radość. Może wlać w jego serce nowe nadzieje. Nieważne, jaka była jego przeszłość, z czym musiał się zmierzyć, przez co przejść. Nieważne, że stracił zaufanie do ludzi - nadal mogli napotkać na swojej drodze kogoś, komu mogli zaufać. Hanae mimo bólu, który towarzyszył jej bezustannie od kilku lat w końcu mogła się uśmiechać. Po latach spędzonych w samotności w końcu mogła poczuć w sercu ciepło, które czuła w dzieciństwie i które czuła przy swojej najbliższej osobie - babci. Osoba z zewnątrz, poznana przypadkiem zrodziła w jej sercu uczucie, które mimo, że nie było jej obce, to było bardzo odległe. A teraz mogła czuć je częściej. 


Coraz częściej. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz