Rozdział 7

           Szkolny dzwonek rozbrzmiał na korytarzach oznajmiając uczniom koniec dzisiejszych lekcji. W okamgnieniu do ławki zamyślonej ciemnowłosej dziewczyny dopadł rudowłosy uczeń z klasy obok, pochylając się nad nią z szerokim od ucha do ucha uśmiechem. Spojrzała na niego i nie przybierając żadnego konkretnego wyrazu twarzy zaczynając pakować książki.

   - Hej, Komatsu! Nie myślałaś może, żeby zostać naszą menagerką? Będziesz mogła przychodzić na treningi, rzucać nam piłki, obserwować grę!

   - Hinata, głupku. Ona wolałaby grać, a nie asystować - powiedział ciemnowłosy, wysoki nastolatek stojący tuż za jego plecami. 

   - Aaa? To prawda, Komatsu? - spytał z jeszcze większym entuzjazmem. 

Dziewczyna milczała przez chwilę, patrząc to na jednego, to na drugiego, zastanawiając się po co tak właściwie przyszli. Przecież jej nie znali. Widzieli ją kilka razy, nie zamieniali zbyt wielu słów. I teraz nagle, tuż po dzwonku, przyszli właśnie do niej by spytać, czy nie zostanie ich menagerką? 

   - Pomyślę - odpowiedziała, wstając z krzesła. 


    Ból dłoni przeminął jeszcze tego samego dnia, w którym się rozpoczął, jednak nadal potrafiła przywołać go sobie w pamięci. Jesień była porą, w której intensywnie powracała myślami do wydarzeń z przeszłości, zarówno tych odległych, jak i niedawnych. Zatrzymała się na chwilę pośrodku szkolnego korytarza i wyjrzała przez okno. Z nieba spadały kropelki wody odbijając się od tafli wody. Pod potężnym dębem rosnącym pośrodku szkolnego placu stał uczeń zakrywający głowę szkolnym mundurkiem, chroniąc się przed deszczem. Zwrócił twarz w jej stronę, jednak nie zauważył jej. Przemokłe ubrania, oklapnięta blond grzywka; wyglądał naprawdę mizernie, jednak mimo to na jego twarzy widniał uśmiech. Komatsu poprawiła torbę i skierowała się do wyjścia. 


    Nie zdawała sobie jeszcze do końca sprawy, że Nishinoya Yuu znaczy dla niej coś więcej, niż przeciętny człowiek, jednak z dnia na dzień otwierała się coraz bardziej. Po każdym spotkaniu ich znajomość stawała się dla niej coraz bardziej normalna, naturalna. Dziewczyna, która nie zaznała ciepła przyjaźni zaczynała czuć się z nim coraz bardziej komfortowo, jednak nadal wewnętrznie starała się zrozumieć, co to za uczucie. Gdy o nim myślała, gdy starała się go opisać, za każdym pojedynczym razem w jej głowie pojawiało się jedno słowo: światło. I coraz częściej przyłapywała się na tym, że zaczyna go tak traktować. 

    Deszcz powoli ustawał gdy po przebraniu butów wyszła przez szkolne drzwi na zewnątrz z zamiarem powrotu do domu. Założyła kosmyk włosów za ucho, który opadł na jej twarz niesiony jesiennym wiatrem. Mimowolnie zwróciła twarz w kierunku dębu, jednak nie było już tam nikogo. Zmarszczyła brwi zastanawiając się, jak nazwać uczucie które zrodziło się w jej sercu. Zawód? 

   - Komatsu! - usłyszała zza pleców. Odwróciła się. W jej stronę maszerował dumnie niski chłopak z parasolem szczerzący się w jej stronie. Przyspieszył tempa. - Nie masz parasola? 

Komatsu pokręciła głową. 

   - To wrócimy razem - postanowił podchodząc bliżej. - Jak chcesz, możemy iść pod rękę! Jako Twój senpai mam w obowiązku ochronić cię przed chorobą! - dziewczyna spojrzała na jego twarz, przeniosła wzrok na ramię, a następnie ponownie pokręciła głową stawiając krok na przód. 

   - No nic, w takim razie pozwól, że chociaż będę cię osłaniał przed deszczem! - Hanae przytaknęła.  

Podczas wspólnego powrotu mijali innych zmierzających w stronę własnych domów uczniów, a na twarzy Yuu nieustannie widniał szeroki uśmiech, który w pewnym stopniu oddziaływał na nią samą. Mimowolnie również uniosła delikatnie kąciki ust ku górze, czując rozlewające się wewnątrz ciepło. Wspólna droga do domu nie przytłaczała, a dawała dziwne poczucie spokoju i pewnego rodzaju normalności.  Nishinoya zwrócił ku niej swą rozpromienioną twarz, na której na krótką, niemalże niezauważalną chwilę zawitało zdziwienie. Widok jej uśmiechu był niecodzienny. 

   - To... miłe - dwa słowa wyszły z jej ust, przerywając ciszę.  Hanae milczała przez moment, a Yuu czekał w spokoju na rozwinięcie. - Wspólny powrót do domu. To miłe. - wiatr zawirował pomiędzy budynkami, owiewając twarze dwójki nastolatków. - Trwając wiecznie w ciemności... myślę, że przynosisz mi światło. Światło, którego wcześniej nie znałam. Światło, które mnie prowadzi. Dzięki tobie byłam w stanie postawić krok i powitać nową rzeczywistość. - zwróciła twarz ku drzewu, na którym ostały się jeszcze jesienne liście - mimo, że opadną, choć takie piękne - obumrą. Obumrą po to, by wiosną zakwitnąć ponownie. Wcześniej byłam takim jesiennym drzewem. Drzewem, które przygotowywało się na nadchodzącą zimę, by zmarznąć i nie wypuścić pąków. Twoje światło nie pozwala mi zamarznąć. Odrodzę się na nowo, zupełnie tak, jak te liście. 

Policzki Yuu rozpaliły się ognistą czerwienią. Zacisnął wargi, a oczy rozpromieniły się. 

    Słowa wypowiedziane przez Hanae brzmiały niczym najpiękniejsze wyznanie miłości mimo, że dalekie było to od jej intencji. Nie wiedziała czym dokładnie jest miłość oraz nie miała świadomości, jak to może brzmieć. Otwierała się bardziej i bardziej, i choć wiedziała, że takie słowa nie padłyby w rozmowie z inną osobą, nie potrafiła dojść ich znaczenia, które płynęło z jej serca. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz