Rozdział 17

          No już, uspokój się, powtarzałam sobie w myślach jak mantrę, kolejny raz przemierzając po skosie swój pokój, co i raz zerkając panicznym wzrokiem w wiszące na przeciw łóżka lustro. To tylko nauka, nie będzie aż tak źle! Ostatnim razem też nie było! Przystanęłam, siląc się na uśmiech, by w zawrotnym tempie przykucnąć, chowając twarz w dłoniach. No jak nie było źle, upiłam się! Oh, Aśka, uspokój się, uspokój. 

         Pomysł z pobieraniem nauk u Akashiego nie spodobał mi się od samego początku, a z minuty na minutę coraz bardziej się co do tego upewniałam. Nie mogłam oczywiście zarzucić mu braku odpowiednich kompetencji, bo co jak co, jego wiedza oraz umiejętność jej przekazania nierzadko przekraczały typowe dla nauczyciela standardy, ponadto fakt, że mógł cały przeznaczony na naukę czas poświecić jednej osobie, w tym przypadku mi, dodatkowo umacniał jej poziom. Mimo, że powinnam cieszyć się z możności spędzenia z nim czasu sam na sam, jak to marzyła o tym zdecydowana większość przedstawicielek płci pięknej naszego wspaniałego liceum, w tym momencie czułam delikatną niechęć. Ostatnie wydarzenia stworzyły między nami niewidzialną ścianę, przepaść, oboje otoczeni byliśmy magiczną barierą, której nie sposób było przełamać. Nie wiedziałam do końca, jak zachować się w jego towarzystwie, co mówić, gdzie skierować rozbiegany wzrok. Po pierwszej piątkowej lekcji, na której uprzejmie oznajmił, że będzie mnie szkolił, zamilkł na resztę dnia. Mimo siedzenia tuż obok niego przez tyle godzin nie odezwałam się ani słowem, sam czerwonowłosy również nie kwapił się do rozmowy, więc nie pozostawało mi nic innego jak siedzieć cichutko i oczekiwać na rozwój wydarzeń. Skrycie myślałam o tym, że może zapomniał, może mu coś wypadnie, zadzwoni, przełoży spotkanie, jednak złudne były me nadzieje. Westchnęłam męczeńsko siadając na obrotowym fotelu wlepiając wzrok w rozłożone zeszyty. Miejsce dla Seijuro również było już przygotowane, a czekać nie musiałam wcale długo. Już po kilku minutach podłoga przed drzwiami zaskrzypiała cichutko, klamka wydała z siebie charakterystyczny dźwięk, a w progu ukazała mi się majestatyczna postać czerwonowłosego ubranego dość zwyczajnie, lecz mimo tej prostoty nadal wyglądał jak arystokrata. Uśmiechnęłam się do własnych myśli wstając z fotela, a wcześniejsze zdenerwowanie ulotniło się jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki. Zauważyłam, że niósł ze sobą czarną torbę, z której wystawały podręczniki inne niż te, których używaliśmy w naszej szkole.

   - Witaj, Akashi. Idealnie w czas - przywitałam się, posyłając mu ciepły uśmiech, zapraszając gestem dłoni do wejścia w głąb moich skromnych progów. To nie tak, że myślałam, że w ogóle on tego potrzebował, co to to nie. Jednak dobre wychowanie i etykieta nakazywały mi właśnie to uczynić.

   - Witaj, Joanno. Oczywiście, przecież nigdy się nie spóźniam. Przygotowana na śmierć? - spytał, kładąc pakunek na ciemnym biurku, rozpinając lekko czarną bluzę.

   - Jestem bardzo pilnym uczniem, jak pewnie zauważyłeś. Dzisiaj, jeśli pozwolisz, podziękujemy alkoholowi. Jest mi niezmiernie wstyd za ostatni raz.

   - Było całkiem zabawnie - skomentował pod nosem, a na moje pytające spojrzenie zareagował obojętnością. Rozsiał się wygodnie na krześle, porządkując przyniesione podręczniki, a ja poszłam w jego ślady, próbując skupić się przede wszystkim na nauce.

   - Nie szkoda ci czasu na próby przekazania mi tych informacji? - spytałam, spoglądając na niego. Nie skomentował mojego pytania, od razu zabierając się za tłumaczenie działów, które przerobiliśmy podczas mojej nieobecności.

Czas płynął ledwie zauważalnie. W pewnym momencie zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie jest już za późno, jednak zważywszy na to, że Akashi nie przerywał tłumaczenia, przestałam się zajmować takimi rozmyśleniami. Wiedziałam, że posiada on smykałkę do przekazywania wiedzy. I coraz bardziej upewniałam się co do tego, że nie tylko matematyka jest jego dobrą stroną. Mimo, że chemia była dla mnie czarną magią, a wzory, jakich trzeba było używać często po prostu wylatywało mi z pamięci, teraz się nieco rozjaśniły. Oczywiście nie tak, jak bym tego chciała, nadal mój poziom pozostawiał wiele do życzenia. Jednak dopóki Akashi tego nie komentował, dopóty o tym nie myślałam, próbując ogarnąć swym umysłem jak najwięcej mogłam. Zaczęłam się cieszyć z tego, że do mnie przychodzi, poświęca swój czas na naukę kogoś takiego, jak ja.  Co prawda nadal miałam w głowie jego słowa "Ojciec tego oczekuje", jednak z czasem jak mijały kolejne dni, wypierałam je w niepamięć, będąc zadowoloną z tego, że mogę z nim porozmawiać, posłuchać jego głosu, spędzić z nim czas.

Spotykaliśmy się codziennie, ciągle wracając do starych tematów, bezustannie powtarzając poprzednie wiadomości. Robiłam się coraz bardziej nerwowa, a z racji tego, że czas płynął nieubłagalnie przyłapywałam się na tym, że użalam się nad samą sobą. Każdego wieczora, gdy żegnałam Akashiego, kładłam się spać z głową przepełnioną poczuciem winy, nie mogłam zasypiać, przez co skupienie się na lekcjach graniczyło z niemałym cudem. Radość spowodowana jego towarzystwem prowadziła zażatą walkę z nerwami spowodowanymi poziomem wiedzy, jaki relrezentuję. Miałam tydzień, wraz z dodatkowym weekendem dziewięć  dni, z czego zostały mi już tylko dwa. 
   - Nadal nic z tego nie rozumiesz? - spojrzał na mnje po raz kolejny, pocierając kciukami o skroń w geście zrezygnowania. Oparł bezradnie łokcie o kolana, chowając twarz w dłoniach. Sama miałam ochotę to zrobić, wręcz nad sobą rozpaczałam. 
   - To było wiadome od samego początku, Akashi - powiedziałam nieco zbyt głośno. - Chemia to tragedia. "Da jej pan tydzień", super, wspaniale! W takim tempie to zostanę udupiona na wie... - zaniemówiłam widząc chłód jego spojrzenia i delikatnie napięte mięśnie twarzy. Podchodził do mnie niezwykle mozolnie. Przełknęłam ślinę próbując patrzeć gdziekolwiek, byle nie w jego oczy. Delikatnie ujął w swoje smukłe palce mój podbródek, unosząc go ku górze zmuszając tym samym bym w końcu skierowała swój wzrok wprost w jego hipnotyzujące tęczówki. Zaczął mówić niezwykle powoli, wyraźnie, brzmienie tych słów nasuwało na myśl przycielską radę.
   - Nigdy więcej nie podnoś na mnie głosu Joanno. 
   - Do... dobrze. - Ciarki wędrujące po moim ciele i uczucie gorąca wywołane jego dotykiem odebrały mi mowę. Wpatrywałam się w jego tęczówki, rozchylając nieco wargi. Był tak blisko, dzieliły nas centymetry, jedna krótka chwila, aby moje usta znalazły jej odpowiedniczki, aby się w nich zanurzyć. Akashi zerknął na moje wargi uśmiechając się ledwie widocznie. Widziałam jakby w zwolnionym tempie jak jego twarz się zbliża, zmniejsza dystans, a jego powieki zamykały się. Moje serce biło jak oszalałe, krew szaleńczo pulsowała w żyłach, czułam na twarzy wypieki. Wysunęłam podbródek niepewnie, dając ponieść się chwili, wyłączając myśli. Już za moment... 
   - Jesteś jak otwarta księga, Joanno. -Powiedział, oddalając się ode mnie. Stałam wryta w ziemię w niemałym szoku, przykładając dłoń do piersi. - Powtórz do jutra dzisiejszy materiał - to powiedziawszy wyszedł, zostawiając mnie zupełnie samą, po środku mojego pokoju. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz