Prolog

        Zielone liście, brutalnie zrywane z drzew przez szalejący wiatr wirowały w powietrzu, utrudniając widoczność. Oddech świata wdzierał się przez szczeliny zniszczonego przez czas budynku, śpiewając, zawodząc żałośnie, na krok nie odstępując faery skrupulatnie skrytych pomiędzy grubymi, betonowymi ścianami. Zimno wdawało się we znaki garstce ocalałych, którzy tulili się do siebie w Kryształowej Sali, okrywając wełnianymi kocami, próbując utrzymać choć skrawek ciepła. Noce stawały się coraz zimniejsze, wywołując przerażenie w oczach dorosłych. Nikt jednak nie śmiał mówić tego na głos. Nie na forum. Trzymali się nadziei jak tonący brzytwy, raniąc samych siebie, jednak wciąż uparcie próbując przetrwać. Ciche szepty przeplatały się wraz ze świstem, jaki powodował wiatr, wygrywając tępą, melancholijną muzykę. Starszy, wychudzony mężczyzna z potężnymi sinymi workami pod oczami podszedł do grupki dzieci z wielkim, parującym dzbanem, siląc się na uśmiech.

 - Przyniosłem wam trochę wody, dzieciaki. Rozgrzejecie dłonie i żołądki.

 - Dziękujemy, panie Karuto! - powiedziały nieco ożywione. Satyr porozlewał parującą ciecz do wcześniej przygotowanych kubeczków, patrząc, jak pełne szczęścia tulą je w małych, zsiniałych rączkach.

        Dzisiejszy dzień był lepszy od pozostałych. Keroshane, po długich dniach walczenia, nieprzespanych nocach i zszarpanych nerwach zdołał naprawić elektryczność, która z kolei w mozolnym tempie zaczęła ogrzewać dawną salę kryształu, a także pozwoliła na podgrzanie posiłków. Nie wiedzieć czemu, nie potrafili wykrzesać ognia. Nie mieli już nawet drewna, a odważni mężczyźni dawno zniknęli z szeregów ocalałych, wychodząc na poszukiwania i... już nie wracając.

 - Niestety nie możemy sobie pozwolić na odżywcze jedzenie, jednak przygotowałam dla was placebo. Rozgrzejecie się – powiedziała turkusowowłosa kobieta, wchodząc do sali kryształu pchając blaszany wózek wypełniony parującymi plastikowymi talerzami. Rozdając po kolei porcje do wyciągniętych, drżących rąk uśmiechała się przyjaźnie, a jej twarz wypełniły drobne zmarszczki. Człowiecze geny nie pozwalały na zachowanie długiego, młodego wyglądu mimo, że przez długi czas zażywała eliksiry przygotowane przez niebieskowłosego elfa. Wdzięczność, jaka malowała się na twarzach ocalałych ogrzewały jej stęsknione serce. Dzięki nim wiedziała, że mimo przeciwności losu, który nieustannie rzucał im kłody pod nogi, jest o co walczyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz