Rozdział 01

Nie... zostań! Proszę, nie odchodź! Dlaczego to robisz? Czemu mnie zostawiasz!? Odnajdę Cię, poświęcę dla Ciebie wszystko, tylko nie odchodź! Nie!!!


          Sen... to był sen, powtarzałam sobie, lecz serce nadal niespokojnie łomotało o klatkę piersiową. Leżałam na plecach owinięta w białą pościel wpatrując się w sufit. Od dziecka miewałam dziwne sny, zawsze związane z pewną osobą. Noc w noc zadręczały mnie, nie dawały spokoju. Wszystko działo się dlatego, że jako dziecko miałam bardzo ciekawe marzenia, moje fantazje przekraczały świat realny. Tworzyłam swój własny świat, w którym byłabym zdolna do poświęceń, w którym śmierć można przezwyciężyć i mimo, że już wyrosłam z dziecięcych pragnień o mnóstwie słodyczy i zabawek, te pragnienie nadal pozostało. Tkwiło głęboko we mnie.

         Wstając sięgnęłam po frotkę leżącą na szafce nocnej i związałam sobie nią włosy. Ubierając się zerknęłam na lustro wiszące obok drzwi. Wyglądałam okropnie, jak każdego ranka po przebudzeniu się. Czarnobrązowe włosy sięgające do linii talii były lekko po kołtunione, a ciemnobrązowe, niemalże czarne oczy patrzyły beznamiętnie na swoją podobiznę. Przetarłam ręką przemęczoną twarz i zabrawszy ze sobą lekarstwa zeszłam na dół do kuchni. Rzecz jasna, owe pomieszczenie nie było puste, od rana krzątała się po nim moja mama, a siostry zawzięcie kłóciły się o kredki. Kiwnęłam głową w celu przywitania się, wstawiłam wodę na herbatę i zaczęłam smarować chleb masłem. Podczas tak pospolitych domowych czynności zawsze rozmyślam nad swoim przeznaczeniem. Skoro jeszcze żyję, takowe musi być, prawda? 
Wyjęłam tabletki z opakowania, przełknęłam je za jednym razem i popiłam sokiem truskawkowym, rezygnując z czekania na herbatę. Był czwartek, 5 kwietnia. Zbliżały się egzaminy gimnazjalne, a ja nadal nie zabrałam się za naukę, nie przejrzałam nawet notatek spisywanych przez cały rok. Obecnie czułam się martwą osobą, tak więc bez żadnej iskry życia poszłam do łazienki, aby umyć włosy, zęby oraz aby nałożyć na twarz niewielką ilość pudru. 
Wybiła 7.20, więc stwierdziłam, że czas wychodzić do szkoły. Wzięłam ze stołu drugie śniadanie i wyszłam, zabierając z wieszaka bluzę. 

          Kolejny dzień, nudny dzień, słońce ogrzewa moją twarz, nogi same mnie prowadzą. Idę i staram się zatrzymać myśli.  Z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki.
   - Czekaj, Ryoka-san! - dopadła mnie zadyszana - znów mnie nie słyszałaś, Ryu-chan - mówiła, ciężko oddychając. 
   - Gomenne, Yuiko-chan, gomenne - odparłam uśmiechając się przepraszająco. Miałam przed sobą dziewczynę o długich blond włosach i błękitnych oczach. Jej twarz budziła chęć zapoznania się, była bowiem niewinna jak niemowlę. Dzisiaj ubrała się w zwiewną turkusową sukienkę i beżowe balerinki, a jej nadgarstek ozdabiała delikatna srebrna bransoletka. 
   - Ryu-chan, pożyczysz mi notatki z japońskiego i Historii Sztuki? - spytała nieśmiało, na co kiwnęłam twierdząco. Dalszą drogę wysłuchiwałam, jak Yui opowiada o nowych ubraniach, jakie miała szansę ostatnio sobie zakupić. Miałyśmy cholernie inne charaktery, lubiłyśmy inne rzeczy, interesowałyśmy się czymś innym. Ja byłam osobą, która w większości czuje się jak zombi, jednak jest we mnie życie. Posiadam odwagę, którą wydobywam dopiero po rozpoczęciu drugiej fazy głupawki. Yui zaś jest bardzo nieśmiała, kocha nowe ubrania, chłopaków. Mimo to przez całą podstawówkę byłyśmy nierozłączne, nasze drogi nigdy się nie rozeszły. Cieszę się z tego powodu, Yuiko jest osobą godną mojego zaufania.

          Szkoła wzbudza we mnie podziw, nienawiść, miłość i wszystkie inne przeciwieństwa. Kocham szkołę za wszystkich ludzi których tu poznałam, nienawidzę za złe warunki, kłótnie i brak kółek zainteresowań. Jest to miejsce, gdzie przeżyłam niemalże całe życie, to mój drugi dom. Tak naprawdę tylko tutaj mogę odbiec od codziennych problemów. Weszłam do środka przez szatnie, witając się z rówieśnikami. Nie było mnie przez dwa tygodnie, a tak naprawdę nic się nie zmieniło. W kącie przy sali matematyki siedziały dziewczyny ze "stowarzyszenia plotkarek", jak to ja to nazywałam, w bibliotece wiecznie przesiadywali prymusi oraz osoby lubiące dokuczać bibliotekarce. Pod schodami przebywali uczniowie próbujący się ukryć przed rzeczywistością, jednak ja nie zbliżałam się do tamtego miejsca. Zadomowiłam się na końcu korytarza, gdzie było tylko jedno dość spore okno i obiekt mojego szczęścia - grzejnik. Usiadłam się tam i czekałam, aż zabrzmi dzwonek na pierwszą lekcję, plastykę.

          Zajęłam swoje miejsce w ostatniej ławce, wyjęłam pastele, ołówki różnej miękkości oraz blok rysunkowy. Tematem dzisiejszej lekcji był lęk. Mieliśmy narysować to, czego boimy się najbardziej. Długo się nad tym zastanawiałam, ponieważ nad przyczyną mojego lęku mogłoby się długo polemizować. Wampiry były bliskim mi tematem i bardzo je lubiłam, tak jak demony, anioły, archanioły oraz całe piękno powieści Tolkienowskiej. A czego się bałam? Pająków? To było obrzydzenie. Miłości? Nie, to nie strach, to mądrość, ponieważ nie ma miłości w gimnazjum, to przesadzone. Jak można nazwać miłością pocałunki na przerwach, pieszczoty tak delikatne wystawiane tylko na pokaz. Więc co? Boję się utraty pamięci, braku dzieciństwa, samotności, ciemności. Wszystkiego, czego bałam się jako dziecko. Nie umiem tylko przelać tego na kartkę...

          Minęło już 5 lekcji, właśnie zaczęła się przerwa obiadowa. Usiadłam przy stoliku razem z Yuiko, Miyuki - dziewczyną równie energiczną jak Yuiko, o ciemnych włosach i brzoskwiniowej karnacji, o miłych oczach ;  Shinjim - Chłopakiem o rok ode mnie starszym, nie zdał jednak do następnej klasy i wylądował w klasie z Miyuki, jest on pełen życia, ambitny, o nienagannej urodzie, jednak wiele dziewcząt by dało miliony, aby obracać się w jego towarzystwie, siatkarz, gra w szkolnej drużynie, jasnobrązowe włosy oraz błękitne oczy ; i Matsu - lubiący się ze mną droczyć, dość przystojny chłopak, posiadacz blond włosów i brązowych oczu, zawzięty, jednak nie doskonały. Niechętnie dziabałam widelcem ziemniaki, nie wiedząc, czy znów będą tak źle smakować. Przemogłam się jednak i spróbowałam. Nie były takie złe! Zainteresowałam się tematem poruszonym przez Matsu.
   - A co powiecie na lampę Alladyna? Wiecie, tą, co dżin z niej wychodził. Spełniał trzy życzenia!
   - Niee, to przestarzałe - odezwała się Miyuki - musimy wymyślić coś, co zachęciłoby wszystkich. Jakieś inne pomysły?
   - Karta kredytowa! - powiedziała z satysfakcją Yuiko i mimo, że mówiła to z żartem, większość uznałaby, że jest córką bogatego tatusia. Była bardzo energiczną dziewczyną, wszyscy uśmiechnęli się, jakby pobudzeni do dalszego myślenia. - Shinji, a Twój pomysł?
   - Myślę, że ta lampa Alladyna to dobry pomysł, skoro innego nie mamy. Można by było lampę zamienić na dzbanek, czy coś, ale nic więcej nie wymyślę. - Rozejrzał się po naszych twarzach, moja uparcie wpatrywała się w kotleta schabowego, który wołał "zjedz mnie" - Ryoka?
   - Huh? Przepraszam, zamyśliłam się. Obiekt, który spełnia marzenia? - kiwnął głową- A może być kilka obiektów?
   - Gdyby mogło być, wzięlibyśmy i lampę, i dzbanek, i... kartę kredytową. - powiedział Matsu, obdarzając rozbawionym spojrzeniem Yuiko, jednak w jego głosie słychać było niezadowolenie z mojego braku zainteresowania rozmową.
   - Tak, wiem. - odpowiedziałam nieco oburzona - nie o to mi chodziło. 
   - To może wyjawisz wszystkim, co kryje się w twojej łepetynce? - spytał drażliwie. Obdarzyłam go beznamiętnym wzrokiem, a jak się odwrócił, posłałam w jego stronę kilka nieprzyjemnych min.
   - Kryształowe kule. - Odpowiedziałam krótko. Shinjemu się chyba ten pomysł spodobał, a Miyuki spojrzała z zainteresowaniem, usłyszała bowiem coś innego od pospolitych pomysłów.
   - Dzieło Akiry Toriamy, czyż nie? Czy ty nadal w to wierzysz? - spytał ze śmiechem Matsu
   - Jest to legenda, nikt nie powiedział, że kule nie istnieją! - odpowiedziałam lekko zdenerwowana. - Nie jestem o tym święcie przekonana, ale to, że mam nadzieję nikogo nie zabija, prawda? - zaczęłam się trochę uspokajać.
   - Dobrze, dobrze, uspokój się - odparł urażony moim nagłym wybuchem euforii.
   - Ryu-chan... Kocham Cię! - krzyknęła uradowana Miyuki, ala'liderka naszego zespołu. - Idealny pomysł z tymi kulami, naprawdę. Tylko skąd my je weźmiemy? Można takowe kupić? Nasz apel rozpoczyna się za dwa tygodnie, trzeba się sprężać.
   - Prawdziwych nie kupisz, jedynie sztuczne, szklane - powiedziałam, mieląc w ustach kawałek kotleta
   - Nasza droga Ryoka znajdzie te kule dla nas, prawda? - powiedział z satysfakcją Matsu.
   - Przestań, chłopie. - wtrącił niechętnie Shinji, miał dość naszej kłótni. - Kupimy kule, można je znaleźć w sklepiku na obrzeżach miasta. Pójdziemy tam po lekcjach, okej? - nie kiwnęłam nawet głową. Wierzę, że kule istnieją i nienawidzę jak ktoś wciska mi swoje durne racje.
   - Ryu-chan - zaczęła nieśmiało Yuiko - jedz, masz jeszcze pełno na talerzu.
   - Straciłam apetyt, Yui-chan - spojrzałam na nią z uśmiechem - przez pewnego pana! - rzuciłam nienawistne spojrzenie Matsu. 
   - Ej, no co ja zrobiłem? - nie odpowiedziałam, byłam już koło budki, gdzie oddaje się resztki jedzenia gdy usłyszałam jego słowa, po czym skierowałam się na ostatnią lekcję - Historię Sztuki. 

          Stałam na dziedzińcu czekając na resztę moich towarzyszy. Mieliśmy iść do sklepiku na obrzeżach miasta zwanego "Czarnym Jeźdźcem". Mało osób tam chodziło, ponieważ pracowała tam staruszka, która lubiła zastraszać ludzi. Budzili bowiem w niej niechęć, dlatego chciała ich zgorszyć. Ja sama nigdy nie miałam szczęścia, czy też nie, odwiedzić jej sklep.
Zobaczyłam uczniów wysypujących się ze szkoły, a pośród nich grupkę znajomych twarzy. Poczekałam, aż podejdą i razem udaliśmy się w stronę przystanku autobusowego.
   - Myślę, że lepiej byłoby iść pieszo - powiedział Shinji - tutaj przemokniemy niechęcią i zdradliwością tych wszystkich ludzi. Możemy nie być mile widziani u staruszki. 
   - Prędzej Matsu by się zmęczył, aniżeli byśmy tam doszli. - Powiedziałam ze śmiechem.
   - Ej, weź się odczep, dobra? To, że jestem przyzwyczajony do jeżdżenia samochodem nie znaczy, że możesz mnie hejtować.
   - To samo tyczy się moich marzeń, chłopcze - odparłam, nadal się śmiejąc. Koło nas przeszedł pewien chłopak i, nie wiadomo czemu, poczułam zło w powietrzu. Może to była tylko moja wyobraźnia, ale moja czujność wzrosła. Nie mogę przecież wyczuwać energii, więc czemu? Usprawiedliwiłam to przemęczeniem. Przymknęłam oczy i zobaczyłam twarz chłopaka zwróconą w naszą stronę. Przydługie, czerwone włosy, jasne oczy i ten wzrok... taki nienawistny. Jestem bardzo przewrażliwiona.
          Dojechaliśmy do siódmej przecznicy i z nieudawaną radością wyszliśmy z bardzo zatłoczonego autobusu. Poprawiłam zmierzwione włosy i spojrzałam pytającym wzrokiem na Shinjego.
   - Nie tutaj wysiedliśmy. Nie znam tej okolicy. - Powiedział, po czym rozejrzał się za jakimś znajomym elementem. Rosło przerażenie na naszych twarzach, ale w porę Shinji ze śmiechem powiedział, że żartował. Skierował się w stronę wąskiej uliczki, a my wszyscy ruszyliśmy za nim. Doprowadził nas do małego, staro wyglądającego budynku. Nad drzwiami widniał już trochę starty napis "Czarny Jeździec". Wzdrygnęłam się na samą myśl, że mam tam wejść, jednak przemogłam się. Gdy weszłam, momentalnie stało się ciemno, śmierdziało za tęchlizną. Gdzieniegdzie paliły się świeczki, zauważyłam stare lalki pozbawione oczu, ust czy kończyn. Miejsce samo w sobie przerażało.
   - Witajcie - usłyszałam skrzekliwy głos staruszki. Bez chwili wahania odwróciłam się za tym dźwiękiem. To, co zobaczyłam... nie wierzyłam własnym oczom. Dlaczego reszta tak nie zareagowała? Czy tylko ja poznałam tą osobę? Wszystko stało się jedną tajemnicą i nie miałam pojęcia, czy zdołam ją rozwiązać. Jedno było pewne, jeżeli osoba, na którą teraz patrzę, jest tą osobą, o której myślę... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz