Rozdział 6

          Dzień zapowiadał się wyjątkowo łagodnie. Pierwsze promyki  jesiennego słońca leniwie oblewały wschodnią część rezydencji, wlewając się przez okna, pozostawiając swe ślady na podłodze oraz meblach. W całym budynku panował półmrok. Jedynie świece rozwieszone w co niektórych partiach korytarzy oferowały domownikom swój blask. Kamerdyner pracował praktycznie nieprzerwanie, co dzień pilnując, by spokój panujący wewnątrz pozostał nieprzerwany. 

          Murasakibara obudził się ze słodkim ziewnięciem. Zatopiony w świeżej pościeli przeciągnął się ochoczo, wyciągając swe długie kończyny w obie strony. Tuż obok niego spoczywała poranna paczka Pocky, popularnych japońskich paluszków oblanych czekoladą. Opierając się o stos poduszek, delektował się smakiem oryginalnych łakoci, wyprodukowanych przez jego własną firmę. Cieszył się niezmiernie, że słodycze, jakie powstają pod jego panowaniem, są tak wysokiej jakości. Cała fabryka zyskiwała na jego szefostwu, albowiem smak Atsushiego był bardzo wygórowany, tak więc nie było mowy, by jakiś niezwiązany z bogactwem smaków zwykły zjadacz chleba nie pokochał wyrobów Muracompany. Oczywiście, największy obrót zdobywali podczas przeróżnych świąt, począwszy od tych Bożonarodzeniowych, przez walentynki, aż po dni Matki i Ojca, jednak nie znaczyło to, że poza tymi dniami sklepy świeciły pustkami, co to to nie. 

Atsushi był dumny z własnego dorobku. Dzięki temu mógł bezkarnie podróżować po Japonii w poszukiwaniu nowych smaków, a przy okazji odwiedzać starego przyjaciela. Aka-chin w trakcie każdej jego wizyty obdarowywał go przeróżnymi słodyczami pochodzącymi z wielu zakątków świata, za co fioletowowłosy był ogromnie wdzięczny. Dzięki temu mógł tylko ulepszać własna firmę, wprowadzać nowości, przygotowywać nowe receptury. 
Aka-chin był dla niego jak starszy brat, mimo że fizycznie to właśnie Murasakibara był starszy o dwa lata. 

Dla postronnych osób mogłoby wydawać się to dziwne, ale ilekroć Atsushi przebywał w rezydencji Akashiego, ten spał z nim w jednym łóżku. Nigdy co prawda nie dochodziło do zbliżeń, jednak całe wieczory, aż do późnej nocy, spędzali na rozmowie, i nie ważne, czy była to poważna rozmowa o interesach, czy zwykłe plotkowanie, zawsze potrafili przegadać masę godzin. Dogadywali się jak mało kto, nie dziwne wiec, że jedynym, którego słuchał i na kim polegał Murasakibara, był właśnie Seijurou. 


Tego dnia Murasakibara zerwał się z łóżka na tyle wcześnie, że zdążył zgłodnieć tak bardzo, że nie było siły, aby on, mimo swojego zwyczajowego lenistwa, nie udał się do kuchni. odcinek przeszedł powolnie, jak na swoje mniemanie, jednak długie nogi uczyniły ten długi, w jego mniemaniu, spacer stosunkowo krótkim. Wszedł do kuchni, przy okazji przecierając wciąż zaspane oczy. Gdyby kuchnia była pusta, zabrałby potrzebne rzeczy z lodówki, po czym udałby się do siebie, szczędząc innym swojej porannej obecności. jego plany niestety zostały brutalnie zniweczone przez wysokiego, ciemnowłosego osobnika, który stojąc do niego tyłem przygotowywał śniadanie, które nawet z końca pomieszczenia pachniało po prostu nieziemsko.  Zatracił się w tym zapachu praktycznie do nieprzytomności, chłonąc swoimi nozdrzami wszystko. Osobnik stojący przy nim, sprawnie przebierając rękoma nie zwrócił na niego uwagi, jak gdyby w całości był poświęcony swojej rutynie. Podrzucał naleśniki, odstawiając gotowe na talerz, smarując na przemian nutellą i dżemem morelowym, ponownie wracając do czynności. Gotowe naleśniki przerzucał drewnianymi łyżkami w szklany pojemnik z przykrywką, aby nie traciły swojego ciepła. Atsushi stał jak zaczarowany. Powoli podszedł do ciemnowłosego, bezustannie wpatrując się w jego pracę. Dopiero, gdy ten stał bardzo blisko, niemalże obok, Himuro zauważył go, tym samym przerywając czynność. 

   - Dzień dobry, Murasakibara-san - ukłonił się nisko, ciągle trzymając w lewej dłoni drewnianą łyżkę. 

   - Nie przerywaj - poprosił fioletowowłosy, wpatrzony jak w magiczne zwierciadło. - Jesteś perfekcyjny, Muro-chin - powiedział, a sam Himuro nie miał pojęcia, skąd ten znał jego nazwisko, a tym bardziej, dlaczego tak dziwnie je skrócił. Postanowił jednak nie zaprzątać sobie tym myśli. Uśmiechnął się uprzejmie tak, jak nakazywała etykieta, po czym kontynuował przygotowywanie śniadania. - Jesteś dobry w gotowaniu? - spytał bez ogródek, nie odwracając wzrok od ciasta. 

   - Musisz sam sprawdzić, Murasakibara-san. Nie jestem pewien na jakim poziomie są moje wytwory, niestety dzisiejszego dnia byłem zmuszony przyjąć wszelkie obowiązki, ponieważ mój współpracownik się rozchorował. 

   - Rób... rób, ja popatrzę. Z przyjemnością - powiedział, przenosząc wzrok na Tatsuyę, który odwzajemnił jego spojrzenie, z dziwnym blaskiem w oku. 



          Mimo, że słońce górowało już bardzo wysoko na niebie, uroko nie był w stanie podnieść się z łóżka. Kręcił się na prawo i lewo, ściągając z siebie kołdrę, by na powrót się nią przykryć. Tak za zimno, tak za gorąco. Nie wiedział już, w jaki sposób ułożyć ją na własnym ciele. Wzdychnął cierpiętniczo, postanawiając wstać z przyjemnego łóżka. Założył kapcie specjalne przygotowane na poranki, stojące tuż pod posłaniem,  po czym udał się na poranna toaletkę. Tego dnia wyjątkowo postanowił potraktować swoje ciało lodowata wodą, jak gdyby to miało pomóc w opanowaniu jego rozszalałego serca. Z jednej strony czuł wszechogarniającą zazdrość względem Murasakibary, jednak z drugiej czul, że może działać, walczyć. Chciał się wybić, być lepszym w swej niewidzialności. To właśnie Akashi go zauważył, mimo jego niskiej perswazji. Ubrał się w swój zwyczajowy strój, próbując ogarnąć niesforne poranne kosmyki włosów, które co ranka postanawiały żyć własnym życiem. Przejrzał się w lustrze, patrząc poważnie w swoje własne oczy. 

   - To twój dzień, Tetsuya. Wykorzystaj go mądrze - powiedział samemu sobie, po czym wziął głęboki oddech, wychodząc ze swojego pokoju. Nie zważając na głód, udał się bezpośrednio do sypialni Akashiego. Wszedł do środka, uprzedzając to cichym pukaniem. nawet mimo tego, że nie usłyszał twierdzącej bądź przeczącej odpowiedzi, wszedł do środka, rozglądając się po pokoju. Jego wzrok utkwił w małym zawiniątku w białej pościeli, która w równym rytmie unosiła się ku górze, by na powrót upaść ku dołowi. Kuroko wstrzymał oddech, próbując się wycofać, jednak cichy szept skutecznie go przed tym powstrzymał. 

   - Tetsuya... zostań - usłyszał, a głos tak cichy, tak seksowny, sprawiał wrażenie, jakby trzymał go w ryzach i mimo, że była to prośba, odczuł, ze musi tak postąpić. Podszedł ostrożnie do łóżka z zadowoleniem spostrzegając, że czerwonowłosy śpi, z głową zanurzoną w śnieżnobiałej pościeli. zza kołdry wynurzał się jego tors, w równomiernym tempie wznosząc się i upadając. Tetsuya stał jak sparaliżowany, chłonąc ten widok, jakby ten miałby być jego ostatnim. Przełknął cicho ślinę jakby w nadziei, że nie zostanie to zauważone. Na jego szczęście, Akashi przewrócił się tylko na drugi bok. Kuroko po cichu zebrał rzeczy zalegające niesfornie na krześle i zaniósł je do pralni, ciągle mając w myślach głos Seijurou, który nakazywał mu zostać. Co jak co, jego ego zostało mile połechtane i mimo, że mimo nadziei uważał, że to, o czym myśli, nigdy się nie ziści, nagle poczuł wszechogarniający spokój ducha. Taki jaki towarzyszył mu przez praktycznie cale życie. Uśmiechnął się sam do siebie, wkładając brudne rzeczy do pralki, ustawiając ją na syntetyki o czterdziestu stopniach gorąca.


          Akashi swoją noc przeżył niezwykle przyjemnie. To nie tak, że na co dzień śnił o jakichś dziwnych rzeczach. Tej nocy czuł się niezwykle lekko, i nawet mimo, że nie pamiętał swojego snu, czuł się wspaniale. Wstał z łóżka z ogromnym uśmiechem, którego nie zwykł pokazywać postronnym ludziom. Przeciągnął się leniwie, wyciągając spod grubej kołdry dresy, po czym wciągnął je na nogi. Wstał również lekko, jak nigdy, i udał się na poranną toaletę. niezwykle się cieszył z minionej nocy. Wiele by dał, by pamiętać sen, jednak nic nie wskazywało na to, by mógł go sobie ot tak oprzytomnieć. Z racji swojej niemożności, po prostu wziął prysznic, po czym udał się na siłownię, na której miał okazję pomyśleć o swoim życiu. Nie doszedł do żadnych wniosków, jak zwykle. W prawdzie ubolewał nad tym, że jego życie było zbyt idealne. Mógł mieć wszystko, począwszy od firm skończywszy na kobietach. Jednak nic nie dawało mu wystarczającej satysfakcji. Nie tak chciał przeżyć życie. Oczywiście, perspektywa posiadania idealnej żony kusiła niezmiernie, jednak gdy pomyślał, iż miąłby być  kimś, kto pojawił się tylko dla pieniędzy napawała go obrzydzeniem. Nie znosił kobiet praktycznie od urodzenia. Wiedział, że matka z ojcem byli ze sobą z miłości, zresztą podarowali mu jej niekończące się ilości, mimo to gdy patrzył przez pryzmat przyszłości, nie widział siebie samego przy ślubnym kobiercu wraz z bezgrzeszną białogłową. To nie pasowało do jego ideologii. Oczywiście nie zaprzeczał, że miłość, którą znajdzie, będzie kobieta. Nie zaprzeczał jednak pojawieniu się w jego życiu mężczyzny. Był bezstronny. I mimo wszechobecnej opinii, że gej nie może istnieć w tym świecie, nie przejmował się tym. Gdyby wypadło na to, że jednak zakocha się w mężczyźnie, nie szczędziłby słów, by publicznie wyznać swoje uczucia, jeśli tego wymagałaby sytuacja. Miłość polegała na oddaniu się drugiemu człowiekowi. Preferencje seksualne to zupełnie inny szczebel. To można dopasować. Liczyło się tylko uczucie, którego on dotychczas zaznać nie miał okazji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz