Ciche
śpiewanie skowronków przyjemnie obudziło dziewczynę ze słodkiego snu.
Będąc jeszcze na wpół przytomną, przekręciła się leniwie na drugi bok,
ziewając cichutko, nie otwierając powiek, aby niechcący nie zaburzyć
pięknego sennego marzenia. Wtuliła twarz w miękką kołdrę wsłuchując się w
odgłosy natury. Zmarszczyła brwi słysząc skrzypnięcie podłogi nieopodal
jej łóżka.
- Ryusaki, do
cholery, wstawaj! Mam masę raportów do wypełnienia, a Matsumoto jak
zwykle zniknęła gdzieś na całą noc. No, już! - powiedział, w tym samym
czasie zrywając z niej kołdrę.
- Gdzie moje śniadanie? - Przyłożyła sobie dłoń do ust, by ukryć ziew, nie przerywając jednak kontaktu wzrokowego.
- C-co? Jakie śniadanie? - Spytał z konsternacją.
- Toushirou...
- Kapitanie Hitsugaya.
- Oh, jak mogłabym
zwracać się do swojego kamerdynera tak oficjalnie? - spytała udając
zdziwienie, następnie posyłając mu przesłodzony uśmiech.
Przez twarz chłopaka
przebiegło zniesmaczenie. Zaklął cicho pod nosem, odwracając się tyłem
do brunetki. Zauważalnym było, jak przez kilka chwil bił się z myślami.
To spinał, to rozluźniał barki, otwierał usta, jakby próbując coś
powiedzieć, zaprzeczyć, jednak żadne słowo nie było w stanie wydostać
się z jego ust. Odetchnął cierpiętniczo, po czym odwracając się z
powrotem do swojej podopiecznej ukłonił się lekko, lecz nad wyraz
profesjonalnie, po czym udając pełen żalu głos, rzekł:
- Wy-wybacz,
panienko, że tak zaniedbałem swoje obowiązki – Kaoru uśmiechnęła się
tylko, wyczuwając fałsz płynący z jego ust. Zresztą, nie było to niczym
dziwnym, w końcu musiał się zmusić do tego, aby ugiąć kolana pod swoją
oficerką. - Czy ma panienka jakieś sz-szczególne życzenia dotyczące
jadłospisu? - Oh, jak on słodko się jąkał!
- Wystarczy sałatka warzywna z ciepłą, zieloną herbatą.
Białowłosy ukłonił się, wychodząc z pomieszczenia, używając przy tym Shunpo, aby jak najszybciej zniknąć z jej oczu.
Jak umilić sobie jeden
dzień spośród mnóstwa nudnych i monotonnych? To bardzo proste.
Wystarczył jeden, mały, niewinny zakładzik, krótkie podśmiechiwanie się
ze swojego Kapitana wmawiając mu tchórzostwo, wypowiedzenie dobrze
znanej formułki "masz rację, i tak nie dałbyś rady" i nagle wszystko
stoi otworem! Calutki dzień mogła mieć na usługach swojego Kapitana.
~*~
Na Dworze Czystych Dusz
panowało nie lada poruszenie. Shinigami szeptali między sobą, taktownie
odwracając się plecami do obiektu dzisiejszych plotek. Wyżsi rangą
śmieli szeptać o wiele głośniej, wręcz bezpośrednio komentować
zaistniałą sytuację. Po środku placu, tuż przed barokami dziesiątego
oddziału nie wiadomo skąd pojawił się okrągły stoliczek, przy którym
siedziała młoda, ciemnowłosa dziewczyna ubrana w turkusową suknię rodem
ze średniowiecza. Tuż obok niej stał białowłosy chłopak, który lekko
trzęsącymi się rękoma starał się nalać gorącej herbaty do filiżanki.
- Ryusaki - zaczął
zwyczajowym, chłodnym tonem z wyczuwalną złością. Jego twarzy
przyozdabiały pięknie pulsujące żyłki. - Ty chyba nie mówisz poważnie.
- Ależ Toushiro-kun! Naprawdę cenię sobie twoje dobre rady, ale co do tego jestem pewna w stu procentach!
- Zdajesz sobie sprawę, w jakiej sytuacji stawiasz mnie, jako kapitana? Mam... mam się przed tobą... Jesteś niepoważna.
Kaoru patrzyła na niego
tak niewinnie, na ile było ją stać, udając, że nie ma bladego pojęcia, o
co mu chodzi. Mijały kolejne minuty błogiej ciszy przerywanej cichymi
szeptami dobiegającymi z ust innych mieszkańców Seireitei. W końcu, po
długiej fazie milczenia, Toushiro zacisnął zęby, marszcząc przy tym
gniewnie brwi, po czym ukląkł na jedno kolano, przykładając do serca
dłoń zaciśniętą w pięść.
- Yes, my Lady.
~*~
- Hej! Toushiro-kun! Teraz idziemy tam, o, do tego drzewa!
- Możesz przestać zachowywać się jak dziecko? - spytał rozdrażniony.
- Oj, nie bądź taki! To zabawne! Nie robiłam tak od wieków!
- Może dlatego, że jesteś za duża, aby nosić cię na barana?
- Albo dlatego, że trafiłam do oddziału, którego kapitanem jest sztywniak - wymamrotała pod nosem.
- Ryusaki... ja cie ostrzegam.
- Patataj, koniku! Wiśta, wio!* Oi, no gdzie idziesz, przecież mówiłam, że na lewo!
~*~
Czas płynął
nieubłaganie. Perspektywa kończącego się dnia była iście dołująca,
jednak mimo wszystko ciemnowłosa postanowiła odganiać od siebie te
myśli. Dzisiejszy dzień był dla niej jedną ze szczęśliwszych chwil,
jakie wydarzyły się w ostatnim czasie. Uśmiechnęła się do siebie, w
myślach dopingując. Myślała nad tym od dłuższego czasu, ciągle nie mogąc
się zdecydować. Niekończące się obiekcje, niepewność, a także
nieśmiałość ciągle trzymały ją z dala od wykonania pewnej rzeczy. Tego
dnia jednak myślała o tym długo i w końcu postanowiła postawić krok do
przodu. Prawdą jest, że jej stan trwał już kilka miesięcy, co i raz
wyniszczając jej organizm. Ale z tym koniec. Postanowiła. Gdy dzwon
wybije godzinę dwunastą, wyzna mu swoje uczucia. Co prawda obmyśliła to
całkiem nieźle; dzięki temu nie dość, że dotrzyma danego sobie słowa, to
jeszcze uniknie kary za dzisiejsze występki! Wstała i zmierzyła do
kuchni, z której białowłosy długo nie wychodził. Miał zrobić jej
kanapki, niemożliwe, aby zajmowało to aż tyle czasu.
- Toush... oh? Co się stało?
Hitsugaya stał nad
stołem, trzymając w ręku ogromny nóż, próbując sprawnie rozsmarować
masło na kromce chleba, która swoją drogą wyglądała, jakby przeżyła
wojnę. Ryusaki zacisnęła usta w wąską linię, starając się ze wszystkich
sił nie roześmiać. Wciągnęła powoli powietrze przez nos, obserwując
uważnie jego zmarszczone brwi oraz bitwę, jaką toczył sam ze sobą.
- N-nie umiesz zrobić kanapki?
- Umiem! Wracaj do pokoju!
- Przecież widać, że masz problem.
- Bardzo dobrze sobie radzę, nie wtrącaj się. To będzie najlepsza kanapka jaką jadłaś w życiu.
- Cóż... na pewno
najbardziej... oryginalna? - chłopak nie odezwał się, próbując ponownie
rozsmarować masło, które wcześniej było lekko twarde z zimna, przez co w
chlebie zrobiły się dziury. Kaoru usiadła na krześle tuż przy stole,
opierając podbródek o dłonie, bacznie obserwując przezabawne poczynania
Toushirou.
~*~
Ciepłe dłonie przyjemnie
rozgrzewały stopy, wprawiając ciało w drżenie. Szczerze powiedziawszy
pomysł na masaż wpadł jej do głowy niespodziewanie. Nie była pewna, czy
może o to prosić, ale chęć odprężenia i swego rodzaju stworzenia klimatu
wygrała. Leżała teraz na rozsuniętej kanapie w gabinecie Kapitana,
wczuwając się w każdy ruch jego palców. Początkowo dotyk był nader
intensywny, wręcz łaskoczący, jednak po chwili przyzwyczajenia do jego
dłoni stało się to już tylko przyjemne. W tle leciała spokojna muzyka
działająca kojąco na zmysły. Zegar rozbrzmiał donośnie wybijając północ,
wyznaczającą koniec dzisiejszego dnia. To jej pora.
- Toushirou, chciałabym...
- Niech Rozkruszy Cię
Czarny Pies Rondanini - zaczął po cichu, wciąż nie przerywając
wykonywanej czynności. Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi, spoglądając na
niego pytająco. - Spójrz Na Siebie Z Przerażeniem I Wyrwij Sobie
Gardło. Bakudou no kyuu - Hōrin.
Czerwone liny
wystrzeliły spod palców białowłosego, ciasno spętując Ryusaki, nie
pozwalając jej się poruszyć chociażby o milimetr.
- Oi, Toushirou, co to ma znaczyć? Ej... ej, weź, przestań żartować.
- Cały dzień byłem na
twoich usługach, panienko. Teraz czas na to, by trochę się zemścić -
powiedział, wyciągając spod poduszki piórko.
- Nie nie nie... nie
dotyka-aj! Ahahaha-ha Toushiro, nie, nie proszę, AAA no zostaw, nie,
hahahhaha, proszę Toush... Kapi-iitanie! O boże, nie już, już stop!
N-niee, ja nie chcę! Ja przep-praszam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz